sobota, 10 marca 2018

Bepek turystycznie

Michał to jest niezły kombinator. Najpierw wymyślił BnO bez lampionów, ale za to z telefonem, ale oczywiście było mu mało. No to postanowił spróbować MnO w tej samej formule, tyle że z marszami to trudniej, bo punkty stowarzyszone i mylne wprowadzają trochę zamieszania.
Eksperyment odbył się we środę. Chętnych do testowania trasy zgłosiło się coś koło dwudziestu osób, czyli zainteresowanie tematem jest. Startować mieliśmy z Nowego Miasta sprzed Archiwum Głównego Akt Dawnych, więc przynajmniej łatwo trafić i założyłam, że tym razem nie będę się błąkać w poszukiwaniu startu, jak to mam w zwyczaju. Trafiłam aż za łatwo, byłam przed czasem, na miejscu zbiórki nie zastałam nikogo, a ławeczka z której mieliśmy startować okazała się mitem. Do tego siąpiło, a po ulicach snuły się mroczne typy. Po półgodzinie dotarł Tomek i czekaliśmy razem zdziwieni, że nikogo jeszcze nie ma. Czekali, czekali, w końcu doczekali się - dotarli organizatorzy i dali mapy. Na łeba przypadały dwie kartki papieru technicznego i koszulka - jednym słowem full wypas. Na jednej kartce mieliśmy mapę z Open Street Map, ale żeby było fajniej to bez większości treści, na szczęście chociaż budynki zostały i ciut zieleni. Oraz parę bajorek. Na drugiej kartce było dziewięć wycinków z ortofotomapy - poobracane i polustrowane.
Postanowiliśmy zacząć od dziewiątki, bo była najbliżej i w sumie dopiero tam dotarło do nas, że nie od rzeczy byłoby dopasować wycinki, żeby zbierać je po drodze, a nie robić na koniec specjalną wyprawę po nie. Stanęliśmy więc pod latarnią i raz, dwa dopasowaliśmy co było do dopasowania. Na szczęście nie było skomplikowane. Potem pozostało już tylko przelecieć się po trasie i odpowiedzieć na pytania. Gdzieś tak pod koniec trasy zorientowaliśmy się, że wcale nie musimy zbierać wszystkich PK, bo jest kilka nadmiarowych. Dobrze, że zauważyliśmy to zanim pobiegliśmy na jedynkę, która była najbardziej oddalona od startu/mety.

 W poszukiwaniu sławetnego punktu G.

Na mecie czekały na nas pyszne biszkopty, za to nie czekała herbata, która została zapomniana w domu organizatorów. Ale co tam - deszcz padał, to można było język wystawić.  Kolejne wracające osoby przesyłały swoje wyniki do organizatora i każdy powrót na metę wyglądał tak:

Kiedy następnego dnia pojawiły się wstępne wyniki, byliśmy totalnie zdziwieni - mieliśmy prawie same PS-y - nawet te, które podbijaliśmy w tym samym miejscu co inni uczestnicy i oni mieli właściwe PK. Okazało się, że dużo zależy od dokładności GPS-a, a nasz był najwyraźniej dziadowy.
Ciekawe jak Michał teraz wybrnie z tych wyników:-)

3 komentarze:

  1. Magicznymi określeniami "impreza testowa" i "mankamenty koncepcji" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zupełnie serio to im lepszy wynik, tym mniej praktycznej wiedzy o tym, jak pomysł się sprawdza - albo nie sprawdza. A tak to już wiem, że GeoInO #01 raczej nie będzie mogło się odbyć wg takiej samej koncepcji.

      Usuń