Do Legionowa przyjechaliśmy prawie pół godziny przed minutą zero, ale ponieważ trasa była już rozstawiona, mogliśmy niemal od razu wystartować.
Clear, check i staaart!
Pierwszy punkt był prawie na przeciwległym końcu mapy, daleko od startu i zastanawialiśmy się z Tomkiem jak najlepiej zacząć. W końcu ja postanowiłam pobiec naokoło drogami, on - na azymut, po prostej. Tak sobie biegłam tą drogą i wyszło mi, że muszę pół mapy oblecieć i w sumie to tak średnio się kalkuluje. Kiedy więc doleciałam do poprzecznej ścieżki, skręciłam w nią, a kiedy kawałek dalej się skończyła, pobiegłam na azymut. Po drodze odwiedziła PK 7, a w okolicy jedynki z daleka zobaczyłam Tomka. W sumie to trochę naprowadził mnie na punkt, bo znowu ściągało mnie w prawo. Dwójka była blisko i jeszcze widziałam przed sobą Tomka, ale w drodze na trójkę odpadłam. Nie żeby Tomek był mi do czegoś potrzebny, ale według tego jak długo widzę jego plecy, mogłam szacować swój czas:-) Jak już te plecy całkiem zniknęły mi z oczu, mogłam skupić się na mapie i od razu zaczęłam lepiej nawigować. Na kolejne punkty trafiałam bez najmniejszych problemów, pominąwszy problemy kondycyjne. Niby jakiś wielkich gór nie było, ale te niewielkie wzniesienia i tak dawały mi w kość. Szczególnie, że twardo usiłowałam na nie wbiegać, a nie wchodzić. Za piętnastką poratowałam dobrą radą Bartka, który trochę się zapędził w poszukiwaniu dziesiątki i szukał nie na tych dołkach, co trzeba. Z piętnastki na szesnastkę znowu był długaśny przebieg i znowu zniosło mnie mocno na prawo. Uratował mnie paśnik, na który się natknęłam i który był zaznaczony na mapie. Od paśnika pobiegłam do drogi i od niej atakowałam PK 16. Przy ostatnim lampionie czekał Tomek, chociaż spodziewałam się go już gdzieś koło osiemnastki. Ja taka szybka, czy on taka maruda? Na mecie oczywiście drobna sesja zdjęciowa, a potem rezygnacja z kiełbasek i ciastek i odwrót do domu.
A gdybym wiedziała, że to ostatnia impreza to zeżarłabym i jedno i drugie i wcale, ale to wcale nie miałabym wyrzutów sumienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz