Tym razem pojechaliśmy do Rajszewa – byliśmy tam którejś zimy – teren nieduży, zgubić się nie daje i w dodatku BePeK, który pika jak trzeba, gdy odnajdziemy wirtualny lampion.
Pojechaliśmy na czuja, czyli bez nawigacji. Parking po prawej, trochę tłoczno, ale stajemy. Jakiś mały ten parking – jak byliśmy zimą, był jakby większy. Nawigacja w dłoń i sprawdzamy – jesteśmy o jeden parking za wcześnie! Zapalamy silnik i zaczynamy wycofywać, gdy nagle pojawia się Paproch z mapą. Hmmm… Uchylamy okno i krzyczymy na obowiązkowe 4 metry o co chodzi i czy to dobry parking. Paproch odkrzykuje, że dobry, bo ten właściwy jest zamknięty i rozkopany. Rzeczywiście, w zasięgu wzroku widać koparki, wywrotki i spychacze – wyraźnie budowana jest ścieżka rowerowa wzdłuż drogi. Wracamy na miejsce parkingowe, pakujemy się i idziemy na start te kilkaset metrów (pod górę, aby nie było).
Dochodzimy do startu |
Pogoda fajna – słoneczko, tylko wieje chłodnym wiatrem. Ale pod górę udaje się utrzymać ciepło. Znajdujemy start przy szlabanie, włączamy telefony i ruszamy. Renata przodem. Ja chwilę później, bo mi telefon coś nie mieści się w uchwyt naramienny.
Renata ruszyła |
PK 3 i PK 4 to na szczęście formalność, choć na PK 2 jestem przy faworku, a telefon nie pika. Ale faworek potwierdza, że jestem w dobrym miejscu, więc podbijam manualnie. Okazało się, że mapa jest tak sobie dokładna i ustawienie czułości na 5m jest błędem – dużo PK będę musiał zaliczać manualnie. PK 4 znowu na górce. Wbiegam i ani faworki ani piknięcia. Nauczony doświadczeniem czeszę sąsiednie górki, ale bez efektu. Wracam na górkę, na której byłem na początku i nagle PiPi, ale faworka brak (a podobno wszystkie były!) PK 4 w malowniczym obniżeniu – faworka nie widzę, ale znowu pika – dobra nasza. PK 6 ma być niedaleko – ustawiam azymut i… znajduję PK 15!
Majstersztyk;-) |
Dobrze, że na faworkach są numery lampionów! Nie wiem jak na dystansie 200m zniosło mnie o około 45 stopni w lewo, ale widać potrafię;-). PK 7 na szczęście wchodzi dobrze;-) Przy PK 8 widzę Renatę (myślałem, że dogonię/przegonię ją na drugim, trzecim PK, a dogoniłem dopiero na ósmym! Buszowała gdzieś na prawo od mojej trasy, więc zbaczam w jej kierunku. Mówi, że szuka już dobrą chwilę ósemki. Sprowadzam ją na dobrą drogę, którą wskazywał mój kompas i szybko znajdujemy faworkę. Cykam jej fotkę na PK 9 i wyrywam do przodu.
Renata na PK 9 |
Teraz się fajnie biegnie po mikrorzeźbie i trudno się zgubić, choć przed PK 12 dostrzegam jeszcze ze dwa inne charakterystyczne drzewa;-)
Dobrze idzie aż do PK 17. Na PK 18 znowu znosi mnie w lewo i szukam lampionu na innej mniejszej górce. Jest PK podwójny - 5/18 i tym razem faworka znajduję – dowiesił ktoś w międzyczasie, czy co? Biegnąc na PK 19, koło jedynki widzę z daleka Anię Olbrycht – machamy sobie wesoło – jaki ten świat jest mały!
Od PK 19 zaczyna się młodnikowy hardcore. Nie dość, że młodnik, to akurat po trzebieży i ścięte drzewka leżą pod nogami. Zero biegania! Największym wyzwaniem okazuje się przebieg (czy pełzanie można nazwać przebiegiem?) pomiędzy PK 22 i 23.
Tak wyglądał PK 23 |
Na mecie |
W drodze na PK 24 |
Finisz |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz