Ponieważ w sobotę wypadał prawie 8 marca, więc na mecie każda pani otrzymywała tulipana, ale musiała go przechwycić w locie, chyba, że nie biegła szybko. Mi się udało i nawet mam fotkę z przechwytu, ale Tomek mówi, że wyglądam na nim jak chytra baba z Radomia, więc nie pokażę, trudno. Ale mogę pokazać fotę z ramką. O, taką:
Fota w ramce.
Po biegu od razu ewakuowaliśmy się, no bo WesolInO. A na WesolInO znowu trasa C była bez dróg. Tym razem postanowiłam zaryzykować i podjąć wyzwanie. Zresztą przypomniałam sobie, że po tym terenie już biegałam na mapie bez dróg i właściwie to było nawet łatwiej niż z drogami. Jeszcze w piątek wieczorem próbowałam nauczyć się tych dróg na pamięć, żeby mniej więcej wiedzieć jak lecą, ale z moją sklerozą to nie miało szansy się udać. A potem okazało się, że drogi to w zasadzie do niczego nie są potrzebne, bo i bez nich leciałam z punktu na punkt bezproblemowo. No dobra, przy pierwszym trochę za głęboko i za wcześnie weszłam w las, ale od razu się zorientowałam, więc nawet nie można uznać tego za jakieś tam błądzenie.
Punkty tradycyjnie położone były naprzemiennie po przeciwległych stronach wydmy, żebyśmy mogli sobie poćwiczyć podbiegi i zbiegi. Ze zbiegami to nawet mi szło, gorzej z podbiegami, ale starałam się ze wszystkich sił. W każdym razie zmęczyłam się uczciwie i nie mam sobie nic do zarzucenia:-)
A tak sobie radziłam bez dróg:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz