Ten tekst przeczytasz w 6 minut.....
Rajd Źródeł Chodelki jest specyficzną imprezą w PMnO. Lokalizuje się gdzieś tak pomiędzy Jaszczurami, Skorpionem, a Roztoczańską 13. Rzadko zaglądają tu biegacze z Top Ten PMnO, bo wymiar imprezy jest bardziej przygodowy niż sportowy. Przygodowy przez: specyfikę map - weźmy jak najgorszą dostępną mapę np. 100-kę przeskalujmy na 50-tkę, dobór punktów - punkty są bardziej krajoznawcze, często przy głównych drogach i rzadko dające możliwość powalczenia z wariantowością oraz technologię - częste błędy na mapach, płaskie lampiony itp. Ale Chodelka należy do tej magicznej triady z Lubelszczyzny – razem ze Skorpionem i Roztoczańską 13 zahacza o wąwozy, sady, czasem sporo błota i … rodzinna atmosfera. I najważniejsze - rogaining. Może ubogi pod względem możliwości wyboru wariantów, ale zawsze;-)
Rok temu nie udało mi się pojechać na Chodelkę – może i dobrze, bo była to edycja „podwodna” ;-). W tym roku zapowiadało się lepiej, zwolnił mi się termin, więc w ostatniej chwili podjąłem decyzję wyjazdu. Wyszedł wyjazd razem z Tomkiem Dudą – potencjalnym zwycięzcą;-)
Tym razem baza w remizie OSP w Słotwinach. Taki koniec świata. Nawet telefony komórkowe nie działają;-). Pogoda dopisuje – słoneczko wygląda zza chmur i przed startem zmieniam koszulkę na taką z krótkim rękawkiem.
Odprawa. Mapa A3 + rozświetlania. Ale koszulki na mapę już nie ma – dobrze, że mam swoją. I zaczyna się zabawa. Na mapie są powielone punkty 63 i 64 – trzeba je przemianować. Na niektórych rozświetleniach nie ma numeru PK. PK 13 na samym końcu mapy to tylko drogowskaz do PK 92. PK 81 w rozwidleniu jarów niedostępnym przez wiatrołomy. Ot, takie typowe odprawowe informacje;-)
Mapa pozwala na dwa warianty: na wschód od bazy – można uzbierać około 50 PP, punkty są blisko siebie, znacząco mniej niż 50 km, tyle że po nich mało czasu, by dotrzeć na zachodnie, najbardziej wartościowe PK. Wariant zachodni, gdzie można zebrać ok. 100 PP, ale są długie przebiegi i nie ma możliwości sensownego skrócenia trasy, gdy coś nie wyjdzie. Na zachodzie są dwa skupiska punktów i właściwie pozostaje tylko decyzja czy najpierw te południowe, czy północne.
W prawo czy w lewo? fot. D.Czechowicz |
Ruszamy w większości na wariant zachodni. I to w wersji południowej. Pierwszy PK 11 - kapliczka przy asfalcie – niecały kilometr od bazy. Wszyscy biegną tempem na rekord świata. Ja jakoś zostaję lekko z tyłu;-(. Przy kapliczce widzę grupę najlepszych skręcającą w prawo na PK 53 i 54 – czyli jednak oni wybrali wariant północny – ja nie czuję się na tyle mocny, by tak zaryzykować. Tu na powrocie jest z 15 km tylko z trzema dość wartościowymi PK i to trochę poza optymalną trasą. Jak będzie brakowało czasu to spora strata punktowa, a te 15 km trzeba przebiec.
PK 32 wydaje się banalny – na prawo od asfaltu, przed zabudowaniami Karczmisk ma być droga gruntowa i ze 100-200 m dalej jar, a tam w jego rozgałęzieniu lampion. Jest nawet rozjaśnienie. Na nim to samo. Jest droga wprawo, gdzieś tam widać zarośla – wszyscy skręcają, ja także. Dogania mnie Hubert, który wybiega z jakiś krzaków - widać szukał jaru wcześniej. 100, 200, 300, 400 metrów - jaru nie widać. Konsternacja. Z Hubertem zbiegamy do zabudowań. Tu znajdujemy tych, co biegli przodem. Burza mózgów. Dla mnie jest stanowczo „za daleko od asfaltu”. Innym chyba także, więc wracamy przez wieś do głównej drogi wypatrując jaru – miał dochodzić do zabudowań. Jest asfalt, jaru nie ma! Ja, Hubert i jeszcze jeden zawodnik wracamy asfaltem (można namierzyć się z naświetlenia) w poszukiwaniu właściwej drogi gruntowej, zaś dwójka zostaje w miejscu i coś kombinuje. Przebiegamy 100 czy 200m i drogi nie ma, ale po drugiej stronie asfaltu widać krzaki jakby tam był jar. Olśnienie! Na rozjaśnieniu nastąpiło skomasowanie mapek w taki sposób, że wszyscy patrzyliśmy na asfalt z innego wycinka! A asfalt rzeczywisty puszczony został drogą gruntową z mapy i jaru trzeba szukać po drugiej stronie drogi! Teraz wszystko się zgadza! Ta dwójka co została w wiosce musiała na to wcześniej wpaść niż my! Taki drobiazg, a wyszło pond 2 nadmiarowe kilometry na punkt o wadze 3!!
Poszukiwania PK 32 |
Teraz ponad 3 km na PK 47. Trochę asfaltem, potem przy lesie. Może nie w pełni optymalnie. Gdzieś tam miejscowi pracujący na polu z zainteresowaniem pytają czego szukam. Jak to czego? Dębu! Mówią, że dobrze biegnę, prosto do asfaltu, a potem za boiskiem. Wprawdzie na mapie nie ma żadnego asfaltu, boiska, a nawet drogi przy tym PK, ale wiadomo - mapa stara…
Jest wreszcie dąb Władek z Zagrzempy (tak jest napisane na mapie jakby ktoś się pytał). No, może dąb to za dużo powiedziane – raczej pozostałości po bardzo solidnym drzewie. Ale ciągle zielone!
Gdzieś tam na horyzoncie przede mną mignęły mi jakieś sylwetki. To pewno Hubert i ta parka co dobrze poradziła sobie w Karczmiskach.
Przez las do PK 63 – w opisie wyczytałem „leśne miejsce na ognisko”, ale okazuje się że to kapliczka. Złożenie mapy w koszulce poskutkowało złączeniem dwóch opisów;-) Przed PK 63 widzę konkurencję odbiegającą od PK – ich przewaga trochę stopniała!
Kolejny PK ma numer 71. Grodzisko za rzeką – Chodelką. Biegnę leśnymi drogami – na mapie jest jedna, w terenie co chwila się rozwidlają, więc na azymut w poszukiwaniu mostu.
Od punktu odbiega konkurencja. Utrzymuję dystans. Niestety, nie znajduję lampionu od razu. Myli mnie opis „Kępa drzew na zewnętrznym wale”. Szukam jakiś wałów, ale nie znajduję – a lampion dynda wesoło na drzewie na skraju łąki, a wału nie widać…
Teraz kolej na pierwszą dziewiątkę – PK 91. Opis wydaje się zwyczajny „Wierzba pomiędzy chatami, a Chodelką”. Zaraz za mostem widziałem sensowną drogę, nawet ze szlakiem rowerowym w tamtym kierunku. Próbuję ściąć przez łąkę, ale okazuje się, że to jakieś zaorane pole z odrostami i człowiek zapada się po kostki w ziemi. Wracam więc kulturalnie drogą do mostu. Do punktu jakieś dwa kilometry. Droga porządna, ale biegnie bliżej rzeki niż ta zaznaczona na mapie, za to idealnie na punkt. Do punktu już niedaleko, a droga zaczyna być mokra. Najpierw daje się wodę ominąć bokiem, niestety tylko przez chwilę. Buty mokre – brnę dalej. Na mapie owszem, jakieś niebieskie kreski, ale co się stało z tą porządna drogą, że nagle zanikła? Próbuję wałem nad rzeką, ale tu jeszcze gorzej – pokrzywy, chaszcze. Widzę ze 150 m przed sobą wierzbę (chat nie, ale to jedyna wierzba w okolicy) tylko jak do niej dojść? Wreszcie się udaje! Okazuje się, że to jakiś skansen! Przypominam sobie, że na tym szlaku rowerowym było coś o skansenie Żmijowisko i odległości 2.9 km. Pewno szlak rowerowy omijał lukiem tereny podmokłe. Zyskałem może 900m, ale jakim kosztem!
Czas lecieć dalej, do PK 82 – czyli kolejnego grodziska (opis: pagórek w sadzie). Na szczęście porządną drogą. Na mapie koło tego grodziska są narysowane tory kolejowe. Oczywiście nie ma po nich śladu. Zamiast torów jest asfalt. Patrzę na te sady wypatrując pagórka. Jakoś płasko. O jest jakieś odkształcenie terenu. Nie powiem, że imponujące – może wystaje metr nad poziom gruntu? Ale wisi lampion na jakimś starym słupku ogrodzeniowym. Wtem z najmniej spodziewanej strony – z krzaków wychodzi konkurencja. Myślałem, że oni są kilka km przede mną, a tu taka niespodzianka. Jak widać chodzenie na azymut nie zawsze popłaca!
Mam zaliczony południowo-zachodnie zgrupowanie punktów. W sumie 38 PP. Teraz bezproduktywny przebieg ponad 5 km na kolejne skupisko punktów. Którędy? Moje doświadczenie z Chodelką przy PK 91 nie zachęca do kierowania się jej brzegiem. Nie wiadomo czy tam jest jakaś droga, czy nie. Widać asfalt wychodzący poza mapę, ale taki, który powinien doprowadzić mnie do mostu przy Małe Dobre. Pewno z kilkaset metrów dalej, ale droga lepsza. Konkurencja podpytuje jaki wariant wybieram – widać, że wahają się przed próbą szukania skrótu. Jednak chyba ostatnie doświadczenie ze skrótami trochę ich onieśmiela przed kolejnym takim działaniem. Ruszamy asfaltem. Kurczę, skąd ludzie mają tyle sił do biegania? Mi już nogi wchodzą w 4 litery, stopy zaczynają palić od asfaltu (inov-8 nie nadają się na asfalty!) Zostaję coraz bardziej w tyle. Po drodze sklep – przywraca mi chęć do życia puszka zimnego bezalkoholowego Radlera! Oczywiście konkurencja znika za linią horyzontu.
Zmaltretowany docieram do PK 62. To jest ławeczka z miejscem na ognisko i punktem widokowym na przełom Wisły. A przy podejściu na punkt zaczyna się pojawiać konkurencja biegnąca wariantem południowym. Raczej ta wolniejsza, bo ja mam na liczniku dobrze ponad 30 km.
Przed PK 62. fot. D. Czechowicz |
Teraz nawigacja na rozjaśnieniu w postaci ortofotomapy. Sama przyjemność! PK 65 kępa drzew przy drodze. PK 83 tuż obok, tyle że na skarpie. Nie wiem ile metrów (wydaje się, że ze 100 w pionie) do góry, ale strasznie stromo. Widzę, że ktoś pnie się po skarpie w górę. Para z którą podbijam lampion także postanawia zmierzyć się z zadaniem alpinistycznym. W pierwszym odruchu próbuję iść za nimi, ale zatrzymują mnie krzaki i świadomość, że jak zlecę, to żadnej pomocy (telefon także nie działa - przed chwilą Renata próbowała mnie wydzwonić, ale łączność byłą jednostronna), a i wchodzenie w tym miejscu nie jest optymalne – potem trzeba ominąć jakiś żleb. Cofam się do zabudowań – tam powinno być jakieś wejście na skarpę. Niestety to ślepy zaułek. Droga kończy się na posesji, a tablice ostrzegają o groźnych psach pożerających żywcem, strzelaniu bez ostrzeżenia do intruzów…
Wracam się – może na skarpę wejdę gdzieś dalej. Spotykam Huberta idącego z naprzeciwka, ale wejścia na skarpę brak. Zerkam na mapę – wracając z PK 92 akurat mogę przejść przez ten punkt na skarpie.
PK 64 pod mostem – oczywiście po drugiej stronie rzeki. To normalnie znęcanie się nad uczestnikami:-)
Teraz kolej na najdalsze punkty: PK 13 i PK 92. Znajduję całkiem dobrą drogę – malowniczo wiodącą przez sady pełne owoców. W oddali gdzieś z lewej wybiega (chyba) parka, z którą się ściągam od początku. Znaczy mają już PK 92 i lecą na PK 81 wariantem, o którym myślałem wcześniej – więc pewno mają już zaliczony ten lampion na skarpie. Sporo mnie wyprzedzili!
Powinien być gdzieś tu PK 13. Ale lampionu brak! Nic to, idę nad Wisłę by dotrzeć do ujścia Chodelki. Koniec pól - jest ścieżka prowadząca do punktu. Może to tu powinien być ten PK 13? Ale także i tu lampionu brak. Idę w dół skarpy. Jest lampion PK 92! Można wracać. W opisie PK 13 jest tylko „koniec ścieżki”, więc na wszelki wypadek sprawdzam ścieżkę idącą na górze skarpy – kończy się trochę dalej za sadem ze śliwkami, ale na odprawie było mówione, że PK13 wskazuje ścieżkę, którą dochodzi się do PK 92. Nie ma co szukać tak mało wartościowego PK, wpisuje BPK i tyle. Coś zaczyna popadywać deszczyk. Z dołu wspina się Adam – wkurzony, bo do ujścia Chodelki szedł po krzalach nad rzeką. I wcześniej kilka razy namierzał się na PK 81, którego nie znalazł. Mnie ten PK 81 dopiero czeka.
Punkt, którego nie było czyli feralna 13-stka |
Wracamy w kierunku PK 83. Po drodze mijamy rowerzystów i innych uczestników. Na ortofotomapie jest droga prowadząca na skarpę. Przy granicy lasu Adam nie wytrzymuje i rzuca hasło – na azymut przez pole i las. Trochę wcześnie, ale co - nie jestem cienias – idę przebijać się przez krzaki. Za chwilę mamy porządną ścieżkę prowadzącą górą skarpy i drzewo z lampionem. Z góry śliczna panorama, a w dole widać drzewo z lampionem 65. Niby tak blisko, a zarazem tak daleko! Okazuje się, że Adam nie ma zaliczonego PK 65 i musi zejść na dół. W pierwszym odruchu próbuje zejść bezpośrednio przy punkcie, ale szybko się cofa. Jednak gdy dochodzimy do żlebu nie wytrzymuje i rusza w dół – widać, że ktoś tu lazł, więc może się uda.
Ja truchto-drepczę górą skarpy, porządną drogą gdzieś tak w kierunku punktu 62. Konkretnie do drogi, która widzie w dół do PK 62. Z mapy wynika, że jak skręcę w lewo, to po 200 m dojdę do jaru z PK 81. Jest jar! Teraz kilometr jarem. Niestety jar jest mocno zabałaganiony. Sporo krzaków, powalonych drzew. Mi po czterdziestym kilometrze kiepsko zginają się plecy. Gdy muszę przeciskać się pod zwalonymi drzewami – nie jest łatwo! Na odprawie mówiono coś z o zwalonej sośnie koło lampionu. Podobno sosna jest tu unikatowa. Ale okazuje się, że po drodze zwalonych sosen są dziesiątki! Nie jest wcale taka unikatowa w tym jarze! Unikatowa za to jest dziura wymyta przez wodę. Łagodny jar i nagle uskok tak ze 3-4 metry w dół pionowej ściany! Trzeba jakoś bokiem obchodzić, bo do zeskoczenia bezstratnego za wysoko.
Po kilometrze jest złączenie jarów i jest lampion. Abstrakcyjnie wysoko – jakby nie można było powiesić na dole!
Czasu zaczyna robić się mało. Wychodzę wreszcie z jaru i odnajduję asfalt. Akurat mija 44 kilometr. Patrzę na zegarek. Gdybym był w stanie biegać jak na początku, zdecydowałbym się na wariant przez PK 54 i 53. Ale nogi ciężko chodzą – nie dam rady. Zostaje tylko PK 55. Marszobiegiem przemieszczam się do przodu. Asfalt i asfalt. Mam dość. Jest wreszcie PK 55. Zostało niecałe 50 minut czasu i jakieś 5 km w linii prostej do bazy. Ale w linii prostej się nie da czyli 6-7. Najpierw drogą pseudasfaltową. Ma być skrót w lewo. Jest jakaś droga polna. Skręcam. Droga robi się coraz gorsza. Wchodzi w las i pojawiają się co chwila na drodze zwalone drzewa… Nie wiem czy był to dobry pomysł z tym skrótem! Przebijam się jakoś (wolno) do asfaltu. Zostało 27 minut i ponad 4 km asfaltem naokoło. A może by skrótem? Widzę drogę w dobrym kierunku. Skręcam. Najpierw jest fajnie, a potem… zwalone drzewa. Wszędzie. 1800 m w 16 minut;-( Asfaltem naokoło byłoby pewno tyle samo odległości, ale szybciej o jakieś 3-4 minuty. Do bazy prawie 2,5 km i 9 minut. Nie wyrobię się. Po drodze jeszcze PK 23 tylko 10m od asfaltu - zawsze choć jeden punkcik na plus. Gdyby nie te fatalne decyzje ze skrótami przez las miałbym szansę zdążyć w limicie. Wtedy miałbym podium. Te feralne 6 minut mogłem wydziergać mniej filmując, nie pijąc piwa, zalepiając sznurowadła taśmą, by mi się nie rozwiązywały, albo choćby nie polec na PK 32…
Feralne skróty... |
A tak jak zwykle 4-te miejsce… Gdyby była choć klasyfikacja weteranów;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz