Już zapomniałem jak się biega na Street-o. Ale skoro było takie po drodze z pracy… wstyd nie spróbować. Wprawdzie tego dnia miałem home-office, ale skoro się zapisałem, nie ma wymówki - trzeba jechać;-)
Organizator – wyjątkowy – tym razem Przemek wymyślał trasę. Czekał na nas w magicznym parku – takim jakoś tak dla dzieci – wśród dziecięcych ścianek wspinaczkowych, huśtawek i innych takich;-)
W oczekiwaniu na start |
Na dojściu od auta do parku już widziałem wybiegające z furtki parku osoby z mapami. Wkrótce i ja dostałem mapę (a raczej mapy) i także wybiegłem za furtkę. Zerkam na mapę, a tu jest coś więcej – druga strona. A na niej trzy mniejsze mapki. Takie małowartościowe punkciki, ale koło siebie w łącznej wadze nastu punktów. I to był chyba haczyk jaki wymyślił Przemek. Bo kto normalny zbiera punkty o wadze 1? No, chyba że przez niego przebiegamy na jakiś bardziej wartościowy! Ale jak się dobrze pokalkuluje, to szczególnie kawałek 16B był wart zebrania. Tyle, że na starcie wcale tak nie myślałem.
Na rozgrzewkę wziąłem 2T przy rondzie, gdzie zaparkowałem autko. Niby banalne pytanie, ale długopis coś słabo pisze, a i zanim zorientowałem się, że chodzi o napis na tabliczce z nazwą ulicy, mija co najmniej minuta. Taki to już urok Street-O;-)
Kolejne punkciki – znowu zmitrężony czas na szukanie odpowiedzi i walkę z opornym długopisem. I walkę z zachodzącym słońcem świecącym zawsze w oczy!
Prawdziwy horror zaczął się przy PK 4F. Pytanie „co wyłożono?” sugeruje jakąś tabliczkę z trutką na szczury/myszy/wampiry czy inne szkodniki. Tyle, że znajduję tu różne dziwne rzeczy – stertę skrzynek po owocach, stertę czegoś tam jeszcze i nie wiem co wpisać. A co tam niech będą skrzynki. Dwie minuty w plecy i wrażenie, że odpowiedź błędna…
Dalej znowu kilka przestojów na punktach o wadze 1. Coś jestem dzisiaj wyraźnie nie w formie;-(
Po PK 4C zamiast lecieć na opisaną wcześniej mapkę 16B lecę na 1K i 4B. Bez sensu. Teraz wiem, ale wtedy…
PK 2H tracę 3 minuty i nie znajduję ceny jakiegoś tam masażu… Widzę konkurencję biegającą w okolicy. Zdenerwowany liczę paczkomaty (chyba 5 na jednym parkingu - to jakiś lokalny rekord!).
42 minuta - zostało jeszcze 18, decyduję się na długi przebieg na zachód. Po drodze wartościowy PK 4D. Szukam go ponad 3 minuty. Wrrr!
Teraz szybko 5F, 1O, 1P, 2N, 1W i 5H i mija godzina. Lecieć na metę, czy coś dozbierać? Trochę dalej to 18 PP i może coś w parku z małej mapki. Opłaca się. Lecę. Przebiegam PK 1Y (choć ktoś pod nim stoi), muszę się cofnąć. I dalej typowy błąd – lecę nie w tę stronę (byle dalej od mety!) Dwie minuty w plecy;-(. Nie dostrzegam 2U – strata 2PP. PK 5K - fryzjer dla zwierząt. Nazwisko właściciela? Próbuję pytać, ale jakoś bez odzewu. Wreszcie dostrzegam – na bocznej ścianie. Jestem 5 minut po czasie, zdobyłem 9PP, jestem więc do przodu.
Rów z wodą. Niby jakaś gałąź rzucona w wodę, ale kwitnąca woda nie zachęca do przejścia. Lecę naokoło. 1Y, 2V, 4H i kierunek meta. Koło parku 16 minut po czasie, zdobyte 16PP. Decyzja - robię park. 1SS, 1U, 1T, 1R, 3G, 2O, 1TT – słowem 10PP na plusie, czas…8 minut, więc 2 PP do przodu. Jak widać te skupiska się opłacały. Choć w parku… łatwo się zgubić – wstyd powiedzieć nie mogłem znaleźć 1TT na początku:-)
Niby nie biegamy dla nagród, ale cukierek się należy! |
Do pamiętnika selfie "po" |
Po długim oczekiwaniu pojawiły się wyniki – wstyd – 10,5 km na liczniku, tylko 99 zdobytych punktów i kara 24 PP za spóźnienie, co daje 75PP w końcowym przeliczeniu. Ci co wygrali, brali tę mapkę 16B;-( Będę musiał się poprawić kiedyś!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz