poniedziałek, 19 września 2022

Pułtusk nocą, czyli jak zostałam mistrzynią sprintu:-)

Po PUKS-owym treningu znowu miałam długą przerwę w bno, ale za to trochę biegałam, żeby nadrobić z kondycją na Klubowe Mistrzostwa Polski. Co prawda my twardo jesteśmy niezrzeszeni, ale indywidualiści też mogli brać udział.
Pierwszy bieg to nocny sprint w Pułtusku. Przyjechaliśmy odpowiednio wcześniej, zaparkowaliśmy na najdłuższym rynku w Europie i udaliśmy się na zamek. Dość egzotycznie jak na bieg na orientację, ale za to z jakim rozmachem:-)

Idziemy na zamek.
 
Miejsce zawodów oznaczono bardzo dobrze!
 
Od 19-tej wszyscy siedzieliśmy w amfiteatrze, w zamkniętej strefie kwarantanny i ... marzliśmy, bo pogoda była taka sobie. Niby można było czekać w zamku, ale tam niewiele cieplej, przynajmniej w tej części, do której mieliśmy dostęp.
Zgodnie z komunikatem technicznym w minucie -10 mieliśmy stawić się w pierwszym boksie startowym, tam clear i check, a w minucie -2 wejść do boksu drugiego. Wielką zagadka była ta minus dziesiąta minuta, bo wskazywała na jakieś długie wejście klatką schodową.  Oczywiście w czasie godzinnego oczekiwania usiłowaliśmy rozwiązać tę zagadkę, ale tam naprawdę nie było gdzie się plątać tyle czasu. O wpół do ósmej coś tam zaczęło się dziać na scenie, ale z powodu fatalnego nagłośnienia można się było jedynie domyślać kto i w jakim celu przemawia. Ponieważ i tak nie było nic słychać, nikt nie zwracał uwagi na to, co tam się dzieje. Dopiero odliczanie do tej minus dziesiątej wprowadziło nieco poruszenia. Wszyscy startujący w początkowych minutach rzucili się na górę, w stronę boksu pierwszego. Stamtąd zostaliśmy stanowczo pogonieni na dół. W międzyczasie usiłowaliśmy znaleźć clear i check. Ten pierwszy stał na dole, ale checka nikt nie mógł zlokalizować. Tymczasem zrobiła się minuta minus piąta, potem czwarta, trzecia, a my biegaliśmy góra - dół, przeganiani przez organizatorów. W końcu znalazł się ruchomy check noszony przez Konrada i oczywiście każdy chciał natychmiast dopchać się do niego. Ja miałam startować w pierwszej minucie i nawet już pogodziłam się z tym, że z boksu wybiegnę później i będę stratna kilka minut, ale organizatorzy jakoś tak zachachmęcili czasem, że niby wystartowaliśmy planowo. Najwyraźniej nastąpiło jakieś zagięcie czasoprzestrzeni. 
Tuż przede mną, w zerowej minucie wystartowała Dorota - moja jedyna konkurentka w kategorii wiekowej. Coś długo nie mogła się zdecydować, gdzie biec, bo przy lampionie startowym jeszcze ją widziałam. Pobiegła w dziwnym kierunku i nawet odruchowo zrobiłam kilka kroków za nią, ale mi z mapy wychodziło, że powinnam lecieć na schody. 
- Może zrobili nam różne warianty? - pomyślałam. Ale nie. Spotkałyśmy się przy jedynce, do której Dorota pobiegła naokoło i dalej już chcąc, nie chcąc (z przewagą tego drugiego) musiałyśmy biec razem. Raz pierwsza dobiegała do punktu, raz druga, ale w sumie nie miało to większego znaczenia. Jak byśmy się nie starały - nie szło się rozdzielić.
Trasa była łatwa, bez żadnych podchwytliwych umiejscowień punktów, w przeciwieństwie do innych tras nikt nam nic nie zamknął, nikt nas nie uwięził i bez przeszkód dotarłyśmy do mety. Na ostatniej prostej dałam z siebie wszystko, żeby wyszarpnąć to zwycięstwo i tym sposobem w swojej kategorii wiekowej zostałam mistrzynią Polski. Powaga. To BnO jest naprawdę bardzo wesołym sportem, szczególnie w pewnych kategoriach wiekowych:-)

Punkt sczytywania.
 
Potem pojawił się problem odzyskania swoich rzeczy, które zostały w strefie zamkniętej. Może i ogłaszano, że należy je przenieść do wyznaczonego namiotu, a nie zostawiać w amfiteatrze, ale przecież nie było nic słychać z powodu nagłośnienia. Z moimi na szczęście nie było problemu, bo Tomek zorientował się w temacie i doniósł, gdzie trzeba, Dorotę po odebraniu mapy wpuszczono do środka. Plecak i ubrania odzyskałam, za to nigdzie nie znalazłam kluczyka do samochodu. Nie pozostało mi nic innego, jak czekać na powrót Tomka i mieć nadzieję, że kluczyk biega razem z nim, a nie zaginął w stercie bagaży w namiocie. Kiedy już dobrze wymarzłam Tomek z kluczykami zjawili się na mecie i mogliśmy wracać do domu.
Kolejnego dnia czekał nas powrót na bieg średniodystansowy.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz