wtorek, 16 maja 2023

Majówka w lesie - finisz imprezy.

Nadszedł ostatni dzień GP Mazowsza. Tym razem jechaliśmy do Chotomowa. Jazda już coraz mniej robiła na mnie wrażenie i gdyby majówka potrwała jeszcze z tydzień, to pewnie zostałabym mistrzem kierownicy.

3-ci maja, więc i my trzeciomajowi.
 
Teren nie był obcy, kilka razy już tutaj biegaliśmy, więc miałam nadzieję, że jakoś pójdzie. Chociaż po ostatnich kilku biegach... Nic nie wiadomo.
 
 Ja i mój cień szykujemy się do startu.


I ruszamy!

 Do pierwszego punktu nie planowałam nawet próbować biec na azymut, tylko obiec sobie teren ścieżkami. Gdyby nie Tomek, to od razu ruszyłabym tak, jak trzeba, ale wynalazł mi w lesie jakąś ścieżynę i przekonał, że doprowadzi mnie, gdzie trzeba. W swojej naiwności ruszyłam nią, a po kilku metrach okazało się, że ścieżka zanika i trzeba wrócić do pierwotnego planu. No tak się zdenerwowałam, że aż pomyliłam się w liczeniu do dwóch i zamiast wejść w las na wysokości drugiej uliczki, weszłam przy pierwszej. Oczywiste, że lampionu nie znalazłam i musiałam wrócić. Na szczęście zobaczyłam innych zawodników wyłaniających się z lasu kawałek dalej, więc miałam już jakiś punkt zaczepienia.
 
Wtopa już na jedynce:-(
 
Drugi punkt na końcu rowu, więc od razu jak tylko się dało, ruszyłam rowem, bo to najpewniejsze. Ale też nie najwygodniejsze. Trudno. Trójka blisko i łatwo. Poszło. Czwórka za to była daleko, daleko. Tak gdzieś do połowy odległości dawało się ścieżkami, ale potem już trzeba było na azymut. Wydawało mi się, że jedyną karpę w przebieżnym lesie, między dwoma zboczami znajdę bez trudu, ale słusznie mi się tylko wydawało. Na śladzie widać, że początkowo trzymałam się azymutu, a nagle odbiłam (odbiło mi) w prawo i po ptokach - karpy nie znalazłam. Kiedy już na tyle długo błąkałam się po krzakach, że nabrałam pewności o bezcelowości takiego działania, postanowiłam dojść do drogi na południe od punktu i namierzyć się z niej od nowa. Jedyna sensowna decyzja przyniosła oczekiwany efekt i w końcu trafiłam na czwórkę.

Nie tak miało być:-(
 
Piątka również była na karpie i to w gęstwinie, a jednak znalazłam ją dużo szybciej niż czwórkę i bez większych trudności. Już sama nie wiem od czego to zależy.
Pozostałe cztery punkty również nie nastręczyły większych trudności, choć przy szóstce leciutko szukałam, ale w dobrym miejscu. Od ostatniego punktu do mety był długaśny przebieg, a że byłam już mocno zmęczona, to ciągnął się jak guma u majtek (takich staroświeckich, bo w obecnych to już nawet gumy nie ma). W sumie to nie miałam się co spieszyć, bo Tomek znowu był na najdłuższej trasie, więc i tak musiałam czekać.
Podobno w ogólnej klasyfikacji całej Majówki na trasie B zajęłam pierwsze miejsce wśród kobiet, ale w tak nędznym stylu, że przynależny mi puchar mogę spokojnie nazwać pucharem hańby. Nawet go nie odebrałam. Blamaż, wstyd, sromota, kompromitacja i w ogóle...
Jak żyć panie premierze? Jak żyć?
 
Cała trasa.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz