Grudzień to ciężki logistycznie okres. Ciężki, bo dużo się dzieje. Wszelakie orientalistyczne wydarzenia atakują ze wszystkich stron i to nie tylko w weekend. Do tego należy dodać zwyczajowe przedświąteczne pucowanie okien, glansowanie podłóg, segregację rasową rodzynek do ciast i mamy średnio 26 godzin na dobę zajęte. A jak ktoś jeszcze urodził się w grudniu, to ma zupełnie "przechlapane".
Staram się robić UrodzIno w terenie, w którym jeszcze nie było i oczywiście blisko domu. W tym roku litościwie UrodzInO wypadło w niedzielę. Aby nie było za różowo, to w sobotę było ChoInO i ZazuTour, a w niedzielę przed UrodzIno kolejny etap biegania z Przemkowym Zazu w... Zielonce. Niestety musiałem wybierać. Biegania w Zielonce nie dało rady odpuścić, więc niestety nie dotarłem na ChoInO – czas poświęciłem przygotowaniu map, lampionów, kodów na serwerze (bo znaczą część map pobierało się na trasie dzięki kodom QR z lampionów) i wieszaniu tego co trzeba w terenie, by w sobotę rano móc spokojnie pobiegać po zielonkowskich bagienkach.
Miałem dylemat z ustaleniem limitu czasu na UrodzInO. Jak nic pasuje 58 minut, ale nie jest to zbyt długo jak na nocną walkę z lasem. Wprawdzie las mały, ale noc to noc. Zostawiłem te 58 minut mając świadomość, że wszystkich PK to nikt nie zbierze – traktowałem to wręcz jako pułapkę na tych, co myślą, że mogą wszystko:-)
Bałem się także, że nie będzie gdzie zaparkować koło startu (w prognozie były jakieś delikatne opady deszczu, a moknąć trzy godziny w bezruchu nie jest zbyt miło) i planowałem awaryjne przesuniecie startu o 160 m, ale o dziwo udało się zaparkować przy samym szlabanie, gdzie przewidziałem start.
Biuro przy samochodzie |
Pierwsi spragnieni leśnych doznań dotarli na start przed godziną zero. W bagażniku auta zaczęły pojawiać się zapasy żelków, a w lesie zaczęły pobłyskiwać pierwsze latarki.
Pierwsi ruszają w las... |
Większość uczestników dotarła sprawnie i ruszyła na trasę w początkowym przedziale minut startowych. Wkrótce zostaliśmy z Renatą sami, z dwoma ostatnimi mapami. Jako że miejsce startu było dość ucywilizowane (taki niewielki lasek w Ząbkach), co chwilę jakiś zainteresowany mieszkaniec (zwykle z pieskiem) dopytywał się co to za zawody. O dziwo, większość albo sama zawierała w pytaniu frazę "na orientację", albo po odpowiedzi od razu wiedziała o co chodzi! Jak to zwiększa się orientacyjna świadomość społeczeństwa!
Ostatni uczestnik rusza w las... |
Wreszcie dotarli na start spóźnialscy i zostało nam wypatrywać pierwszych wracających z lasu. Zegar stanowczo pokazywał, że pierwsi co wyszli, wpadli już w limit spóźnień, a w rogainingu wiadomo - spóźniać się nie opłaca. Wreszcie zaczęły błyskać latarki, dało się słyszeć dyszenie ludzi biegnących na metę. Jak to na mecie: usłyszałem, że dałem za mały limit czasu, albo że w terenie wykopałem kilka wielkich dołów, których nie było na lidarowej mapie ;-) No niestety - naprawdę nie miałem czasu kopać dołów wielkości małej ciężarówki, ale zastanowię się nad takim rozwiązaniem za rok;-)
Jak widać na załączonym obrazku zwycięstwo daje dużo radości! |
Po podliczeniu wyników okazało się, że jak przystało na kategorię TU (Trasa Urodzinowa) wygrali typowi wyjadacze TU - nie dali omamić się nadmiarem punktów, które poza limitem de facto tylko obniżały końcowy wynik, zmieścili się dokładnie w czasie i wybrali sensowne wagowo PK. Bardzo cieszy to, że nie zmarnował się żaden PK - wszystkie zostały odwiedzone! I na dodatek jeszcze kilka punktów stowarzyszonych!
Teraz zostaje planować kolejne UrodzInO – chyba już wiem gdzie – tym razem na starcie będą wiaty, a utrudnienia… coś się wymyśli;-) Na pewno będzie ciut dłuższy limit czasu, bo imprezę zasponsoruje liczba 59!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz