Podobno wszystko się kiedyś kończy. I tak doczekałem, że kończy się InO! Tak prowokującą nazwę nadały swojej imprezie Barbara z Anią. Ale skoro się im kończy… to nie wypada protestować i należy na imprezę iść. A kiedy? 31 grudnia oczywiście;-)
Po kilku dniach niepogody w niedzielę przywitało nas bezchmurne granatowe niebo i promienie słoneczka. Gdy dotarliśmy na Pole Mokotowskie park świecił jeszcze pustkami. No, może poza pewnym tłumem, który kłębił się w biurze zawodów. Wepchnąłem Renatę w kolejkę po mapy i po dłuższej chwili doczekałem się mojej drugiej połowy z mapami i hasłem - już wyruszyliśmy!
Kolejka po mapy |
Skoro "wyruszyliśmy", to nie pozostało nic innego, niż iść szukać lampionów na jaju startowym. A nie, to nie jajo, tylko balonik noworoczny! W każdym razie idziemy do punktu F, potem I. Właściwie to Pole Mokotowskie znamy na tyle, że wiedzieliśmy, gdzie są pewne baloniki bez łączenia ich wizualnie. Pewną „tajemnicę” stanowił balonik z ortofotomapą – ale tu niezawodny wzrok Renaty szybko znalazł charakterystyczne miejsce pokrywające się z mapą BnO. Na "deser" zostawiliśmy sobie baloniki ze zdeformowanymi zdjęciami, wiedząc że są one umieszczone nad brzegiem jeziorka, gdzieś koło startomety.
Nasz drugi punkt - PK I |
Po pierwszych 2 punktach wkroczyliśmy na teren świeżo zrewitalizowanego parku. Wygląda to jeszcze trochę biednie - takie porządne kładki na błotnistym polu (mokotowskim). Niby tablice informacyjne coś mówią o środowisku błotnym i podmokłym - ale żeby aż tak dosłownie?
PK H - na razie to błotnista łąka... |
Ocierając się o Bibliotekę Narodową i pub Bolek zwiedziliśmy północno-wschodni róg parku. Nie bawiliśmy się w łączenie baloników i wyznaczanie optymalnej marszruty, wiec lekko naokoło, wracając po własnych śladach, dotarliśmy nad tajemnicze "sześciokąty" - alejki układające się w sześciokąty nad ciekiem wodnym łączącym się z głównym jeziorkiem. Alejki zaczęły zapełniać się spacerowiczami i co chwila tłumaczyliśmy komuś o co chodzi w tej zabawie. W szczególności pamiętam przesympatyczną parkę, która na dłużej zatrzymała nas w okolicy PK "@".
Gdzieś w okolicach PK S |
Wkrótce dotarliśmy nad centralne jeziorko w parku i przyszła pora na zniekształcone zdjęcia. Pomimo całkiem sporych zniekształceń wszystko było jednoznaczne. No, może poza PK O. Był to stanowczo punkt dwuosobowy i telefoniczny - trudno było bez znacznika ludzkiego dokładnie wskazać, o które drzewo na zdjęciu chodziło, tym bardziej że lampion wisiał na prawie każdym drzewie, oprócz tego najbardziej wydającego się właściwym. Niby kilka poprzednich PK było na drzewach (na mapie były zaznaczone jako drzewa), których nie było (w rzeczywistości był to tylko stary pień pozostawiony po dawno temu ściętym drzewie), więc ciężko było powiedzieć o co chodziło w tym przypadku autorce trasy…
Na mapie było to drzewo (PL Ł) |
Na szczęście mieliśmy na mapie jedne punkt nadmiarowy. Zatem, krokiem pijanego królika (czyli nasza trasa przypominała serpentynkę) udaliśmy się w pobliże klubu Lolek i wróciliśmy na metę podbijając ostatnie lampiony.
PK podwójny przy Lolku - to także "było drzewo" |
Wyprawę potraktowaliśmy raczej spacerowo (słoneczko, woda, przyroda) niż sportowo, nie biegaliśmy i w efekcie kilka minut na metę się spóźniliśmy. Ale przynajmniej godnie i Inowsko zakończyliśmy ten rok;-)
Pies "Pilnuje" PK A |
PS. Znamy już wyniki i mamy 2 miejsce – tylko te 7 punktów karnych za spóźnienie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz