Jak zwykle zimą, co chwila kiełkują nowe imprezy na orientację. W styczniu i lutym ciężko znaleźć weekend, gdzie nie trzeba wybierać pomiędzy startem w imprezie A lub imprezie B. I oczywiście zaczęło się już od pierwszego weekendu 2024 r , gdzie 6. stycznia wystartowało zarówno WesolInO, a także pojawiała się możliwość pobiegania w Górze Kalwarii pod szyldem Trzech Króli. „Litościwie” organizatory tak dobrali godziny startów, że przy lekkiej mobilizacji udało się pogodzić starty w obu miejscach. Renata z Agą poprzestały na bieganiu w Wesołej, ale ja postanowiłem „dobiegać się” jeszcze za Wisłą.
Dotarłem na miejsce startu dobrze po 11-stej, czyli w drugim rzucie. Miejsce startu pamiętam z jakiegoś nocnego biegania, ale dopiero dojeżdżając tam za dnia odkryłem genialne rozwiązanie drogowe: asfaltowa ulica – przechodzi w polną drogę (czytaj wertepy) na odcinku ze 30-40m i dalej zaczyna się całkiem porządny asfaltowy wiadukt nad DK50. Oczywiście zaraz za wiaduktem zanika asfalt i znowu pojawiają się wertepy. Ot, taki osamotniony samotny kawałek porządnej drogi na bezdrożach;-)
Zima w pełnej krasie |
Wracając do zawodów – po pierwsze śnieg. O ile w Wesołej śnieg był symboliczny, to tu śnieg powiedzmy „po kostki”. Pobrałem mapę i w las. Na mapie żadnej ścieżki nie było, ale będąc w drugim rzucie biegaczy widziałem we właściwym kierunku całkiem porządną inostradę. Nie zostało mi nic innego niż kierować się tą arterią…
No to staruję! |
Wiecie czemu nie lubię inostrad? Bo zwykle prowadzą na manowce. Także i tym razem – truchtam sobie jedyną słuszną (wydeptaną) trasą i widzę przed sobą lampion. Jakiś taki „nie ma miejscu”. Jak podbiegłem okazało się, że całkiem nie na miejscu, bo z numerem 56 – czyli mój PK 6. Nie pozostało nic innego niż obrać właściwy kierunek wskazywany przez kompas i zanurzyć się w mniej przedeptany śnieg. Mniej nie znaczy wcale. Ślady jakieś były, raz jedne, raz drugie, a potem coraz więcej. I ludzie miotający się w kółko z wyraźnym zdezorientowaniem na twarzy. Teren lekko się pofałdował (mapa mówi, że powinien się pofałdować, więc dobrze), ale lampionu ani śladu. Śladów coraz więcej – widać po nich, że ich twórcy przeczesywali każdy dołek. Jakiś młodzieniec zdekoncentrował mnie pytaniem o lampion 52 (mój PK 2), którego szukał „gdzieś przede mną”. Czyżby mnie znowu zniosło? Ale aż tyle, by być koło PK 2? Wg mapy jedyne dołki powinny być koło PK 1, a wokoło kilka wyraźnych dołków widać. Zdezorientowany przystanąłem, zacząłem przypasowywać mapę do terenu i szukać lampionu kierując się licznymi śladami na śniegu. Co tu dużo pisać – wtopa „dyskwalifikująca”. Szukałem tego lampionu i szukałem. Jak pokazują międzyczasy prawie 12 minut zamiast trzech… Po prostu ślady na śniegu zawsze wyprowadzają mnie na manowce!
Do PK 2 śladów było mniej, więc od razu szło lepiej. No, może poza przeoczeniem lampionu schowanego w dołku za świeżą karpą.
Do PK 3 prowadziła znowu inostrada i… znowu dałem ciała. Ale to można zawalić na miejsce – pamiętam na jakimś nocnym treningu przed MP lampionu w tych okolicach także szukałem „godzinami” (zamiast minuty z hakiem, ponad cztery).
I znowu bez śladów na PK 4 „bezbłędnie”. Podbudowany tym sukcesem, niestety na PK 5 znowu skrewiłem. Tu kierowałem się śladami poprzedników i osobą koleżanki, która biegła gdzieś z przodu po mojej lewej ręce. Jak widać ze śladu, za bardzo sugerowałem się tą lewą ręką i szukaliśmy lampionu nie tam gdzie trzeba… Tak to już bywa z kobietami – prowadzą na manowce;-)
Na PK 6 byłem wcześniej więc po raz kolejny trafić nie było problemem. PK 7, PK 8 bez większych historii, dopiero przy PK 9 moje zbaczanie w lewą stronę dało o sobie znać. PK 10 dobrze, PK 11 znośnie, PK 12 i 13 bdb.
Okolice PK 13 |
Niestety PK 14 – tu zmyliły mnie wycinki w lesie inne niż na mapie, muzyka grająca z telefonu ekipie stawiającej płoty na nowych nasadzeniach i przebiegłem znacząco punkt.
PK 15 i PK 16 na właściwym poziomie, ale przy PK 14 pojawiła się koleżanka spotkana przy PK 5. Chyba to jakieś fatum, bo znowu szukałem lampionu z PK 17 nie tam gdzie trzeba. Kolejne 2-3 minuty w plecy;-(
Reszta poszła już w miarę dobrze – wprawdzie do PK 19 pobiegłem przez PK 9, ale to był chyba szybszy wariant ze względu na lepszą przebieżność lasu.
Reasumując – na takich oczywistych – 15 minut w plecy;-( stanowczo za dużo. Trzeba wziąć się za poprawienie nawiagacji!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz