W tym roku chyba po raz pierwszy nie byliśmy na Noworoczno-Bąbelkowej InO. Pogoda zapowiadała się obrzydliwa (żeby nie nadużyć słownictwa), a my, znów o rok starsi, już staranniej powinniśmy dobierać sobie rozrywkę.
Tym sposobem bieganie w 2024 roku roku zainaugurowaliśmy tydzień później, podczas WesolInO. I pogoda była sympatyczna i blisko. Wybraliśmy się we trójkę, ale za to na dwa samochody. Po WesolInO Tomek planował jechać na kolejne zawody, a my z Agatą do domu gotować obiad (jaka to dobra wymówka).
Obie z Agatą wybrałyśmy kategorię B, bo to akurat długość taka dla nas, a Tomek oczywiście trasę najdłuższą.
Postanowiłyśmy wyruszyć razem, a potem ile która da radę, czyli w założeniu: ja pobiegnę, Agata pójdzie.
Trasa okazała się bardzo łatwa, a współpraca wzorcowa. Ja czuwałam nad mapą, a Agata wypatrywała lampionów i była w tym naprawdę dobra, po prostu sokoli wzrok. W tej sytuacji nie opłacało mi się biec samodzielnie, a i jej chyba też nie, bo dzielnie dotrzymywała mi kroku. A na koniec stwierdziła, że jakoś powoli biegłam. Jeszcze przed samą metą przyspieszyła i zanim się zorientowałam co się dzieje, już była kawał przede mną. Tym sposobem, chyba po raz pierwszy, jest wyżej w klasyfikacji niż ja. A to się porobiło...
Meta, meta i po mecie.
Fajnie zaliczyć takie luzackie zawody na dobry początek roku - zero problemów nawigacyjnych, przebiegi po kresce, okoliczności przyrody piękne, pogoda dobra. Oby to był dobry prognostyk na cały rok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz