Weekend, więc kolejne zawody. Powoli zaczynamy brać udział we wszystkim, co się da. W sobotę dało się biegać na FalInO. Agaty nie udało się namówić, więc byliśmy we dwójkę - ja na 10 punktów, Tomek na wszystkie.
Ruszyliśmy w tej samej minucie, po drodze ustalając, że zaczynamy od PK 3 na plebani.
Po trójce rozstaliśmy się w zgodzie, bo chociaż kilka kolejnych punktów mieliśmy brać w takiej samej kolejności, to już na pewno w innym tempie. W drodze na dziewiątkę jeszcze widziałam w oddali plecy Tomka, ale potem już nie dałam rady z takim tempem.
Po dziewiątce wzięłam jedynkę, ósemkę i dwójkę, które stały blisko siebie, w znajomym kawałku lasu, a lampiony były dość wyeksponowane. Jednym słowem - łatwizna.
Problemy pojawiły się przy siódemce. Od dwójki biegłam sobie ścieżkami, a kiedy zobaczyłam linię energetyczną, zeszłam na zbocze szukać lampionu. Przyzwyczajona, że widać go z daleka rozejrzałam się dookoła, a nie zauważywszy nic pomarańczowego, stwierdziłam, że może w złym miejscu szukam. Cofnęłam się kawałek, z rozpędu aż za ścieżkę, po czym wróciłam idąc już trochę niżej niż poprzednio. Kiedy już traciłam nadzieję, niemal pod nogą zauważyłam pomarańczowy skrawek - wciśnięty w jakąś jamę i ledwo widoczny. Jak się potem okazało wiele osób miało problem z tym schowanym lampionem. Ja i tak w miarę szybko go znalazłam.
Lampion w jamie.
Do szóstki ścieżką, bez problemu. Lampion od jedenastki leżał zmaltretowany na dnie dołka, ale po siódemce brałam już pod uwagę taką ewentualność, więc szukałam dołka, a nie lampionu. Wiem, że w zasadzie zawsze tak być powinno, ale teoria teorią, a praktyka praktyką.
Piątka i czwórka były łatwe, a potem już szkoła i meta. Jeszcze chwila czekania na Tomka i koniec. Po zawodach:-) Szybko i przyjemnie. Czekam na kolejną rundę.
Cała moja trasa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz