wtorek, 22 września 2015

DMP - drewniany etap

Etap drugi musiał być sponsorowany przez jakiś tartak, bo mapy dostaliśmy na bukowych klockach. Wzruszył mnie szczególnie lidar, z którym mam zasadniczo na pieńku. Pi razy drzwi ustaliliśmy gdzie będzie większość punktów, tylko szóstka i siódemka raz pasowały nam w kilka miejsc, a za chwilę nie pasowały nigdzie.
Skalę wymierzaliśmy sobie w drodze na jedynkę, a potem jeszcze ze dwa razy i za każdym razem wychodziła jakaś inna, aczkolwiek w pewnym ograniczonym zakresie. Ja to się ostatnio coś rozkalibrowałam ze swoimi dwukrokami i chyba muszę się oddać do jakiegoś laboratorium wzorcującego. Na szczęście mam takie w pracy.
W okolicach jedynki znaleźliśmy mnóstwo pipantów, a na każdym lampion. Nie mając jeszcze świadomości ich ilości, wybraliśmy jeden, co to nam się wydawało, że stoi w najwyższym miejscu. Po chwili okazało się, że może jednak ten kolejny stoi wyżej i tym sposobem zmieniliśmy jednego stowarzysza na drugiego. Ruszyliśmy szukać czwórki, bo mieliśmy co do niej pewne podejrzenia. Szliśmy grzbietem i mijali te setki lampionów. W końcu nas tknęło, że gdzieś tu może być piątka. Potwierdziła to napotkana ekipa wspinająca się na wzniesienie ze ścieżki. Coś tam więc wybraliśmy do roli piątki i poszli dalej. Nagle D. stanął jak wryty i podniósł lament, że zgubił okulary.
- Te co masz na nosie? - zainteresowałam się życzliwie. No bo w końcu jeśli miałam szukać, to musiałam wiedzieć jak wyglądają, prawda?
D. obmacał sobie twarzoczaszkę i odetchnął z ulgą.
- Te!
Uspokojeni, że nie musimy się wracać, ruszyliśmy dalej. Czwórkę zaliczyliśmy równie nieortodoksyjnie jak poprzednie punkty, czyli:
- Może być ten? Pasuje?
- Może być. Bierz go.
Dwójka miała stać na niewiadomoczym. Ponieważ i ja i D. jesteśmy ślepoty, najpierw uznaliśmy, że stoi w szczerym polu, potem wypatrzyliśmy jakieś ledwo rysujące się kółeczka, co to mogły być zarówno dołkami, jak i górkami. Napotkana lokalna ekipa pomogła nam czesać teren i w końcu znaleźliśmy jakieś dwie dziury w ziemi ozdobione lampionami. Nasi współczesacze poszli szukać ósemki, a my postanowiliśmy sprawdzić tysiąc trzysta siedemdziesiątą pierwszą koncepcję, gdzie może być umiejscowiony lidar. A żeby się zbytnio nie przemęczyć, koncepcji planowaliśmy wypatrywać z drogi, co to szła prosto jak strzała w stronę mety. Kiedy dotarliśmy do Gaj. Kozi Borek i trójki, koncepcja upadła. Zgarnąwszy trójkę postanowiliśmy wrócić do planu pierwotnego, czyli znaleźć ósemkę. Od trójki przecinką na północ, lasek, krzaki i otwarta przestrzeń ze wzniesieniem. Wizualnie pasowało. Niestety, wzgórze nie było zwieńczone lampionem:-(. Trochę poczesaliśmy, ale bez większego przekonania.
Nie ma, to trudno - idziemy dalej. Dziewięć, dziesięć i jedenaście były dość jednoznaczne.Niestety, z punktu na punkt nie prowadziły żadne ścieżki. Musiałam więc wykorzystać ugruntowaną na lampionadzie umiejętność posługiwania się kompasem. D. trochę sceptycznie patrzył na moje kombinacje z tym sprzętem, ale  jakieś lampiony znaleźliśmy w wytypowanych przeze mnie miejscach.
D. stworzył kolejną koncepcje dotyczącą lidaru.
- To musi być gdzieś tutaj - przekonywał.
Jego podejrzenia potwierdził T., który zaniepokojony naszą długą nieobecnością na mecie dopytywał telefonicznie gdzie jesteśmy.
Wróciliśmy więc po szóstkę i siódemkę i nawet jeszcze zmieściliśmy się w lekkich minutach. Z lasu wyszliśmy jako przedostatnia ekipa.


c. d. n.

4 komentarze:

  1. Bo ósemka była w dołku, a nie na górce ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, tutaj: https://picasaweb.google.com/tropiciellampionow/DruzynoweMistrzostwaPolski1820IX2015NowaSarzyna02#6196628488565398722

      Usuń
  2. Ona przede wszystkim była w całkiem innej części mapy niż my szukaliśmy:-)

    OdpowiedzUsuń