piątek, 22 września 2017

Szybki (i długi) Mózg

Po wakacjach wrócił Szybki Mózg i we środę odbyła się czwarta odsłona cyklu. Tym razem mieliśmy blisko, bo po naszej stronie Wisły, w związku z czym na start wpadłam minutę przed godziną "0", przy czym miałam pierwszą minutę startową. Jak to orientaliści - pogubiliśmy się w wąskich uliczkach przy próbie parkowania, Tomek mnie wysadził, żebym szybko poleciała, ale wysadził w złym miejscu. Na szczęście wrócił po mnie i dowiózł gdzie trzeba, ale czas leciał. Tak więc na trasę wybiegłam zupełnie nieprzygotowana mentalnie i duchowo. Na szczęście byłam już ubrana, z czołówką i kompasem w garści.
Wyjątkowo szybko znalazłam znaczek startu i poleciałam. Jedynka i dwójka proste, ale już w drodze na trójkę coś mi się pokićkało i byłam pewna, że biegnę na czwórkę. Za ch....ę teren nie chciał mi się zgodzić, postanowiłam więc cofnąć się do poprzedniego punktu i zacząć namierzanie od nowa. W połowie drogi uzmysłowiłam sobie, że biegłam dobrze, tylko na trójkę, a nie czwórkę, no ale strata czasowa już się zrobiła. A wiadomo, że jak się zrobi, to potem już tylko się nawarstwia.
Kolejny problem nastąpił między szóstką a siódemką - trzeba było przebiec kładką nad jezdnią i wstrzelić się we właściwą ścieżkę. Teoretycznie to jest łatwe, ale jak dla mnie to zdecydowanie nie podczas biegu, bo nie mam wtedy czasu patrzeć dookoła . Na szczęście biegł przede mną jakiś ogarnięty (lub tamtejszy) dzieciak i "przeprowadził" mnie przez kładkę i przejście pod jezdnią, prawie pod punkt. Na ósemkę nie spieszyłam się, bo po pierwsze musiałam odpocząć po schodach, po drugie czujnie wstrzelić się między bloki, a to najlepiej mi wychodzi na spokojnie.
Z dziesiątki na jedenastkę można było wyzionąć ducha - powrót przez kładkę (a więc schody), a potem dłuuuugo wzdłuż płotu. Co gorsza, potem powrót wzdłuż tego samego płotu, żeby dobiec do dwunastki. Dałam radę i biegłam (truchtałam) niemal całą drogę, ale za to do trzynastki odległej od dwunastki o rzut beretem szłam (tak - szłam) półtorej minuty.
Czternastka była nad jeziorkiem - daleeeeko. Z pomiędzy bloków wyszłam jeszcze statecznym krokiem, ale potem puściłam się biegiem. Zaliczałam po kolei wszystkie kałuże i bajora błotne, a potem mokrą trawę. Jak zobaczyłam, że piętnastka jest po drugiej stronie jeziorka i trzeba je obiec dokoła, to aż stanęłam, żeby pomyśleć, czy aby na pewno tego chcę. Bo może lepiej wrócić do bazy bez kompletu punktów? Ale, zapłacone, to trzeba lecieć - skarciłam się w duchu i pobiegłam w mokrą ciemność (nie mylić z Chrumkajacą Ciemnością). Jak ta piętnastka była daleko! I jeszcze bym ją przebiegła, ale swoją obecnością naprowadzili mnie na nią starsi panowie, też szukający tego punktu. Po piętnastce pocieszałam się, że już z górki - jeszcze tylko dwa punkty i meta. Na metę to już wiadomo - za tłumem, więc nawet nie musiałam patrzeć w mapę. Sczytałam wyniki i nawet nie byłam taka ostatnia - "8-e miejsce na 9 zawodników" :-) Może następnym razem będzie lepiej....

2 komentarze:

  1. Chrumkająca Ciemność też czuwa! Jeśli mnie czujne szkiełko i oko nie myli to mijaliśmy się gdzieś nad tym jeziorkiem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja poza mapą świata (i Chrumkających)nie widziałam!

      Usuń