czwartek, 14 września 2017

Puchar Bielan po ZPK-u

Zaczynają się powakacyjne cykliczne biegi i wczoraj byliśmy na Pucharze Bielan. Tak wszyscy mówią, że przed biegiem trzeba zrobić rozgrzewkę, no to w ramach tej rozgrzewki postanowiliśmy przetestować nowego zetpeka w Parku Kaskada. Malutkie toto, z każdego PK widać kilka innych, ale przez te małe odległości można niepostrzeżenie przebiec swój punkt. W sumie to można robić tam mocno zakręcone trasy. My pobiegliśmy sobie rozrywkowo, kolejność ustalając w trakcie biegu, jak nam pasowało, byle obejrzeć wszystkie słupki. Przy PK 44 zrobiliśmy tradycyjne klubowe zdjęcie, tylko 44 mało się załapało.
ZPK był fajny, ale tempo, które rosło z każdym kolejnym słupkiem trochę mnie nadwyrężyło (no trudno, cienias jestem) i jak doszło do zawodów, wciąż byłam bez sił.
Start był około 400 metrów od bazy, więc mieliśmy jeszcze dodatkowy gratis do naszej rozgrzewki. Tomek miał pierwszą minutę startową, ja drugą, więc cały czas pilnowaliśmy sobie tego startu i dobrze, bo nie wywoływali kto ma wchodzić do boksu, a ten, kto kierował się zegarem startowym, miał trzy minuty w plecy na starcie. Pipnęło, złapałam mapę, ubiegłam kilkanaście kroków, żeby nie przeszkadzać tym co startowali po mnie i... nigdzie nie mogłam znaleźć znaczka startu. Wypatrzyłam PK 6 i od niego, po kreskach, cofałam się do startu. Chwilę mi zeszło, bo PK 6 i start były w przeciwległych krańcach mapy. Potem było już lepiej, przynajmniej nawigacyjnie, bo tak poza tym to zaraz się zasapałam i tak trochę biegłam, trochę szłam. Na PK 10 coś mnie zakręciło i mimo podpowiedzi usłużnych tambylców, poleciałam nie w tę stronę co trzeba. Daleko nie uleciałam, bo przestało się zgadzać, więc zawróciłam tam, gdzie mnie próbowali wykierować. Potem jeszcze od trzynastki odbiegłam w przeciwną stronę niż trzeba, ale rozproszyli mnie fotoreporterzy, bo chciałam im pokazać, że i z przodu i z tyłu wyglądam równie dobrze:-) Końcówkę trasy to już praktycznie przeszłam i tylko od ostatniego PK do mety ścigałam się z Marzeną. Wiadomo kto wygrał.
A na mecie szlag trafił wszystkie z trudem spalone kalorie, bo wredni organizatorzy wyłożyli takie pyszności - ciastka, mnóstwo ciastek - i nie mogłam się oprzeć. Żeby chociaż pilnowali, czy ktoś nie zżera za dużo....



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz