poniedziałek, 25 grudnia 2017

UrodziInO po raz 99!

W roku 2017 miało być kolejne 52. UrodzInO. Ale (chyba na jakimś ZPK-u) padł pomysł: a może by tak zrobić podwójnie? Bo razem z Przemkiem urodziny mamy w grudniu, w odstępie 6 dni. Wyszła z tego całkiem fajna, okrągła liczba 99. Dwóch jubilatów i dwa etapy. Problem pojawił się jakoś tak w listopadzie: 17 grudnia miała być Nocna Masakra i Przemek „musiał” powalczyć o PMnO. Dwa etapy w tygodniu (zastanawialiśmy się nad wyciągnięciem średniej, która dawała datę 14 grudnia) to raczej ciężko zrobić. Przemek poza tym chciał zrobić także etapy dla tych, co lubią podbiegiwać. Summa summarum wyszły dwa etapy w dwóch terminach, dokładnie w dni naszych urodzin.
Na pierwszy ogień poszedł Przemek. Najpierw dopracowywał koncepcje „punktów podwójnych”, potem dwóch wariantów - dla biegaczy i niebiegaczy, a następnie czesał teren, by uzupełnić mapę. Dochodziły mnie jakieś mrożące krew w żyłach sygnały, że to jakiś ciężki teren. Że rekonesans hektara zajmuje Przemkowi mniej więcej tyle, co przebiegnięcie 50 km. Szczerze mówić jakoś nie wierzyłem w ten ciężki teren i myślałem, że Przemek wyolbrzymia. Do czasu…
11 grudnia. Może nie jakoś bardzo zimno, coś tam powyżej zera, ale w kraju wichura. U nas może mniejsza, ale także wieje. Jadę z pracy prosto na start z wyposażeniem. Przemka nie ma jeszcze. Telefonicznie mówi, że jeszcze rozstawia punkty. Nic, ogarniam sekretariat. Przemek przemyka na rowerze i leci rozstawić ostatnie. Ile ich rozstawia??? Trzysta?
W międzyczasie dzwoni Renata. Standardowo zgubiła się jadąc na start. Jadąc z ubraniem dla mnie i ciastem. Muszę porzucić wszystko i lecieć ratować Moją Drugą Połowę.
W sekretariacie już kłębi się tłum, a jubilata nie ma. O! jest wreszcie. Zaczyna się skomplikowana procedura startu – najpierw preambuła do przeczytania. Kartka formatu A4. Po tym mapa i w drogę . Wkrótce zostajemy sami. Przemek wygląda na wykończonego niczym po jakiejś setce. Zostawiam go i lecę załatwiać zaopatrzenie, bo w ferworze walki zapomnieliśmy o kubeczkach do herbaty, Przemek nie zdążył upiec ciasta, a Renata jakoś niedużo dowiozła. Jadąc mostem zerkałem na boki, ale żadnych światełek nad Wisłą nie widziałem.
UrodzInO to i Życzenia być musiały!
Baza usytuowana była pod mostem, czy raczej wiaduktem trasy S8. Na tyle niefortunnie, że cały czas nam wiało. Po chwili czekania w takim „przeciągu”, pomimo kilku warstw, wszystko zaczyna przymarzać. Ja to jeszcze byłem ubrany cieplej, ale Przemek ubrał się na „szybkie rozwieszanie punktów” i coraz bardziej zmieniał kolor na siny. Nie ma to jak urodziny pod mostem.
Koncepcja trasy była tak dopracowana, by nie opłacało się spóźniać. Wkrótce zaczęli wracać biegacze.  Ponoć dużo sobie nie pobiegali „po krzakach”. Ale wrażenia, które opowiadali – bezcenne: kontakt z dziką przyrodą, dziki, krzaki, powalone drzewa.... Niczym z jakiejś amazońskiej dżungli, gdzie przejście 10 metrów bez maczety to wyczyn nie lada;-)
Niestety, wersja turystyczna miała znacznie dłuższy limit. I mniejsze kary czasowe za spóźnienie. Co tu dużo opowiadać – jeden zespół poszedł „na Leszka” i nie bacząc na czas, postanowił wyczesać wszystkie punkty. Wracający z trasy opowiadali różne historie, jak to lider tego zespołu, nie bacząc na teren „o zadziwiającej nieprzebieżności” parł do przodu przez największą gęstwinę głośno dając upust swojej frustracji nierówną walką z dziką przyrodą;-).
Po 3 godzinach stania na starcie to ciepło raczej nie jest...
O godzinie 21:30, czyli oficjalnym zamknięciu mety, na trasie był już tylko ten jeden, ambitny zespół. I jakoś wcale nie kwapił się z powrotem. Na poważnie zastanawialiśmy się czy nie przyjąć, że zespół „zaginął w akcji” i wrócić do domu…  Znaleźli się na szczęście w ostatniej chwili!
Etap 52 w niedzielę 17 grudnia. Jakoś nie miałem czasu zrobić mapy. Wiedziałem gdzie i jak, ale nie miałem kiedy. Wreszcie jakiegoś wieczora (czy właściwie późną nocą) przysiadłem i wykończyłem, potem wydrukowałem i w sobotę postanowiłem mapy wyprodukować. Bo jak to na UrodzInO, tradycyjnie mapy są „produkowane” metodą chałupniczą. Siadłem do produkcji, zrobiłem pierwsze fragmenty i nagle awaria. Wysiadł laminator.  Darek M. uratował mi życie i dowiózł swój. Dzięki temu na niedzielę została tylko lampionówka. Potem stawianie punktów. Przyznam się – robiąc mapę nie byłem w terenie, ale teren mi znany, mapy BnO dokładne (biegałem na nich nie tak dawno), a punkty miejskie sprawdziłem na StreetView, czy będzie gdzie lampion doczepić;-). Rozwiesiłem jak trzeba, Renata tym razem na start dotarła bez większych przygód (może dlatego, że szwagier ją dowiózł;-)
Pierwsi dotarli „miejscowi”- Bartek i Kamil chyba, potem ci, co przyjechali pociągiem (nie wszystkim udało się trafić bezpośrednio na strat i zwiedzali teren wokoło), a na sam koniec niedobitki z otwarcia ZPK. Pojawiły się nawet czapeczki urodzinowe, które rozdawaliśmy chętnym na trasę (jako wspomagacze myślenia).
Ja we własnej osobie i czapeczce;-)
Trasa w gruncie rzeczy nie byłą ciężka, ale druk dwustronny, trochę cyrylicy i mała aktualność map co niektórych dobrze zdezorientowała.  Andrzej z Kazikiem ruszyli w przeciwnym kierunku niż trzeba i dobry kwadrans czesali tam, gdzie nie było żadnego PK, a Karolina, Bartek i Kamil na starcie spędzili chyba z połowę czasu dopasowując do siebie fragmenty.
Czas mija, a Karolina siedzi nad mapą...
Start się rozwlekł, bo ostatni „spóźniony” zawodnik wyruszył na trasę z minutą 80-tą przy limicie trasy 100 minut!
Chyba wszyscy wyglądają na zadowolonych!
Chyba jednak robię za trudne mapy (na wydruku, przed pocięciem i oprawieniem mapa wydawała się „banalna”), ale w gruncie rzeczy na mecie chyba wszyscy wiedzieli gdzie co jest i jak się składa, tylko że wpadali na to zbyt późno;-) Jakieś utrudnienie jednak musi być;-) I dobrze, że było kilka stowarzyszy, bo co niektórzy je z chęcią brali:-)
Niedługo nowy rok… szykują się kolejne Imieniny i Urodziny…. Może by tak puchar UrodzInO (ImienInO) zrobić? Może taki „ogólnopolski”?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz