sobota, 11 stycznia 2020

O! jak Orient

Można powiedzieć, że tradycyjnie Orient jest pierwszą imprezą TMWiM w nowym roku. Od kilku lat był zawsze dwuetapowy, jednak ten rok zapowiada się nietypowo – Orient ma tylko jeden etap, ale za to rozbudowane (czytaj: długie) trasy BnO. BnO ściągnęło na start sporo biegaczy, a ogólnie sześciodniówka zaczynająca się od pierwszego stycznia w tym roku cieszy się sporą frekwencją. Pewnie swoje dołożyła pogoda – raczej jesienna lub wiosenna i zdecydowanie nie zimowa. Na start przyjechaliśmy punktualnie, ale musieliśmy poczekać chwilę nim organizatorzy ogarną się z uruchomieniem wszystkiego. Udało się wreszcie doczekać startu. Dostaliśmy mapę pełną wyglądającą raczej na poziom TT niż TZ. No cóż i tak bywa. Nie zawsze organizator ma czas przyłożyć się do imprezy, co dobrze znamy z własnego doświadczenia. Choć może wolałbym choć troszkę więcej wyzwania intelektualnego – zawsze milej polec na czymś wymagającym, niż przegrać o pojedyncze punkty na wróżeniu azymutu z fusów;-)

Do pierwszego PK ruszyliśmy za Marcinem Szajko, bądź co bądź wygrywcą TMWiM za poprzedni rok. PK 1 był oczywisty. Kolejny PK 2 i przy okazji wyskalowanie mapy. Tu niestety lampion wisiał niedokładnie, tak na granicy dopuszczalnego błędu, ale że nie było innego… Przy lampionie dogonił nas Tomek Gronau, z którym przez kilka następnych PK się przeplataliśmy. Kolejny PK 4 na wysokiej górze. Trudne podejście, brak tlenu i zaparowane okulary spowodowały, że wzięliśmy stowarzysza – lampion w najwyższym miejscu zamiast taki bardziej na wschód. Ot, źle popatrzyliśmy na mapę;-(
Łapiemy stowrzysza na PK4

Kolejne punkty 8,7,14,16 i 18 bez żadnej historii. Na pełnej i dokładnej mapie – cieniowaniu z lidara ciężko zabłądzić. Choć nam udało się to na PK 17. Szliśmy trochę na azymut, trochę po rzeźbie i znaleźliśmy dołek, ale bez lampionu. Coś się nie zgadzało. Dopiero namierzenie się od skrzyżowania ścieżek pozwoliło trafić gdzie trzeba – idąc grzbietem nie mierzyliśmy odległości i nie dostrzegliśmy na mapie, że jest jeden skręcający grzbiecik wcześniej.

PK17 udało się wreszcie znaleźć
Ale udało się i poszliśmy dalej na PK 15 - dla bezpieczeństwa lekko naokoło, ale wyraźnymi drogami. Tu spotkaliśmy biegaczy wybiegających z „zakazanego lasu” (ostoja zwierzyny – wstęp wzbroniony, czyli słusznie ominęliśmy teren zakazany), a potem Beatę idącą z naprzeciwka, która zadała nam dość dziwne pytanie: co to jest „tabliczka”? Zgodnie odpowiedzieliśmy „coś płaskiego, raczej prostokątne i z jakimś napisem”. Okazało się, że problem tabliczek dotyczy LOP-ki, która jest dopiero przed nami. Podobno na LOP-ce nie ma żadnych tabliczek, tylko jakieś kartki obwiązane wokół drzewa i coś co niekoniecznie spełnia definicję tabliczki. Nic, zobaczymy jak dojdziemy. Spotkanie z Beatą trochę nas rozkojarzyło odnośnie liczenia kroków – pojawiła się ścieżka niewidoczna na lidarze i nie byliśmy pewni, czy właściwe obniżenie terenu jest po prawej czy lewej stronie ścieżki. Chwilka zastanowienia i decyzja – z wydruku wygląda to na najgłębsza dziurę – czyli ta po lewej;-)

PK 9 na azymut idealnie. Idąc na PK 10 na azymut trafiliśmy na wspomnianą wcześniej LOP-kę. Kilka zespołów biegało i liczyło głośno zastanawiając się co to jest tabliczka. My także nie wiedzieliśmy co autor miał na myśli i na wszelki wypadek opisaliśmy stan faktyczny, czyli trzy drewniane tabliczki/drogowskazy + 3 kartki.

Liczenie tabliczek na LOPCe
Dalej wróciliśmy na azymut do PK 10. Tu natknęliśmy się na Zuzę z Maćkiem, którzy mieli PK po drugiej stronie dziury w ziemi niż my. Przez PK 11 dotarliśmy do PK 12. Tu lekkie zdziwienie – brak lampionu. Sporo biegaczy i wisi lampion biegowy. Na mapie nie ma informacji, że będą lampiony biegowe. Chwilka upewnienia się że na pewno jesteśmy we właściwej dziurze i bierzemy co jest. Ciągle na azymut do PK 13. Po drodze ratuję jakąś zagubioną biegaczkę, wskazując gdzie jest. Przed nami kolejne obniżenie z lampionem biegowym. Ale na mapie i w terenie obniżeń cała masa. Ta chwila dekoncentracji i ratowania innych spowodowała, że nie jesteśmy pewni dziury. Na wszelki wypadek idę namierzyć się do drogi – stąd łatwo policzyć obniżenia i okazuje się, iż przeczucie nie myliło - trafiamy na lampion płaski. Nurtuje mnie ciągle poprzedni PK czy na pewno ten lampion biegowy był właściwy? Ale na mapie nie ma żadnych innych dziur w okolicy.
PK5?
 Zostają punkty 6, 5, 3 i do mety.
PK3
 Od PK 3 mierzymy jeszcze raz skalę mapy do charakterystycznego dołka przy ścieżce. Skomplikowane obliczenia matematyczne i mamy odległość i za chwilę także zmierzony na oko azymut. Zostaje dojść do mety.

Wstępnie planowane było dodatkowo BnO, ale nasze chodzenie na azymut pokazało nam, że teren ma sporo krzaków i bieganie nie musi być przyjemnością – szczególnie, że następnego dnia w planach mamy bieganie w Zagórzu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz