czwartek, 21 stycznia 2021

ZZK - Nieporęt - Mroźna Strzelnica

Ja coś pisałam, że w sobotę było zimno? Nie, nooo.... W porównaniu do niedzieli, to było wręcz gorąco. Kiedy w niedzielny poranek mój termometr pokazał temperaturę bliską -20 stopni, miałam poważne wątpliwości, czy Agata z nami pojedzie. Bo, że my pojedziemy, no to chyba jasne. A jednak! 
Tym razem nie zastanawiałam się długo co na siebie włożyć - to samo co w sobotę, tylko buffa na szyję zmieniłam na inny, bo poprzedni nie pasował mi kolorystycznie do zamka w softshela. No wiecie - co nie dobiegam, to muszę dowyglądać, więc trzeba dbać o takie szczegóły:-)
 
Wreszcie ktoś pomyślał o przechowywaniu kluczyków do samochodów!

Na start zbieraliśmy się szybko, bo zimno, ale i tak zanim doszliśmy do lampionu z clearem, Agata stwierdziła, że już przemarzła. No, nie powiem, mi też nie było gorąco.

Szybko na start!

Ruchy! Ruchy!
 
Ja na swojej trasie miałam tylko 11 punktów, ale aż 4,5 km. Aż w stosunku do ilości punktów, bo 4,5 km to bardzo fajna odległość.
Punkt pierwszy był blisko, tuż przy ogrodzeniu strzelnicy, ale i tak zanim tam dobiegłam, czułam, że kciuk przymarzł mi do kompasu, a czip do palca wskazującego.
Do dwójki biegiem wzdłuż ogrodzenia, a na czwartym skrzyżowaniu odbić w prawo. Pomniejszych skrzyżowań nie było widać za bardzo, ale to, od którego miałam odbić było duże i charakterystyczne. Poszło dobrze.
Do trójki był najdłuższy przebieg, ale ponad połowę odległości można było pokonać dużymi, wygodnymi przecinkami, a więc w miarę szybko. Wreszcie udało mi się rozgrzać! Do tego stopnia, że nawet nieco rozsunęłam zamek w softshelu, żeby się nie zapocić.
Nawigacyjnie szło wyjątkowo dobrze. Na kolejne punkty leciałam jak po sznurku, chwilami wręcz niemal po prostej. Eh, żebym tak jeszcze potrafiła szybciej biegać. Albo w ogóle biegać pod górkę. 
Tak gdzieś za połową trasy, kiedy kto chciał już mnie wyprzedził, w lesie były już wydeptane inostrady. Wystarczyło tylko pilnować czy biegnie się po dobrej i podejrzewam, że większość osób ma identyczne warianty przebiegu. Ale w sumie jeśli ktoś przede mną biegł dobrze, to dlaczego dla zasady miałabym biec jakoś naokoło, czy co, żeby nie po śladzie? No i pomna sobotniego zniknięcia w dziurze, wolałam trzymać się przetestowanych szlaków:-). Ostatecznie w niedzielę wyzwaniem nie była trasa, tylko temperatura.
Na mecie czekała już przemarznięta Agata, a Tomek wciąż biegał. Chciałyśmy schować się do samochodu, a tu niespodzianka - autko odmówiło współpracy i nie chciało nas wpuścić. Próby otworzenia z kluczyka  zakończyły się włączeniem alarmu. Tak szybko zamykałam drzwi, że zapomniałam złapać kurtki, a drugi raz nie miałam odwagi otwierać. I tym sposobem czekałyśmy na Tomka marznąc i martwiąc się, czy uda się wrócić do domu.

Próbujemy rozgrzać się rozmową.

Swoją trasę pokonałam w godzinę z maleńkim hakiem, a rekordzistka aż w dwie godziny. Ależ ona musiała zmarznąć! Tym razem lepiej było krócej być na trasie, niż mieć dobry przelicznik opłaty za czas zabawy:-)

Taka miła traska.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz