środa, 11 maja 2022

A miało być tak pięknie… czyli UNTS CUP 2022

Kolejny weekend po Bukowa Cup. Renata ucieka do Raju (Słowackiego), ja zapisuję się na UNTS Cup. Niby impreza regionalna (taka o randze 0,7), a tu zapisanych ze 150 osób… 

Sobota - dwa biegi w miejscu specyficznym, tam gdzie rok temu na Mistrzostwach Polski gubiliśmy się po nocy w bagniskach i pokopalnianych kopczykach. Czas poznać te miejsca za dnia;-). 

Dojazd - o dziwo bez korków, ale na miejscu nie ma już gdzie zaparkować: autokary, samochody, piknik niczym przedłużona majówka - jak to na zawodach na orientację. Nie ma agrafek i numerów przypinanych do piersi – ot, idziemy na start we właściwej minucie i hulaj dusza;-). Moja minuta to 11:21. Pogoda super, las przy starcie super – wszystko super. Staruję razem z Mateuszem. 

Wchodzimy do boksu startowego

Ustaliliśmy, że jego pierwszy PK to mój drugi. Oba obok siebie zresztą. Staram się biec mniej więcej za nim, ale cóż- Mateusz to inna liga i stanowczo mniejszy PESEL;-). Przebiegam linię energetyczną, przecinam jakieś ścieżki, wreszcie wyraźniejsza droga i szukam jaru. Niby jest jakieś obniżenie, ale jakieś takie łagodne i coś za bardzo w prawo. Ale cóż pozostaje - skręcam i szukam lampionu. Efekt jest taki, że wracam do linii energetycznej. Patrzę uważniej na mapę (wzrok już nie ten), dostrzegam że po drodze jest kilka nibyścieżek, których wcześniej nie dostrzegłem i po prostu szukałem lampionu za blisko. Można powiedzieć, że już po rywalizacji - lista startujących w mojej kategorii wiekowej jest dość imponująca i te kilka minut straty jest nie do odrobienia. 

Tak szukałem PK1

PK 2 - malownicze skałki, do PK 3 za bardzo się rozpędzam i przebiegam ścieżkę – dogania i przegania mnie konkurencja startująca po mnie. Do PK 5 znosi mnie z azymutu – kolejne strata;-( Nie mogę trafić w PK 7 - coś mnie dzisiaj znosi z azymutu jak pijaną kurę;-(. Do PK 8 postanawiam drogami – przy tym znoszeniu powinno być szybciej – tyle, że na ścieżkach mnie także znosi i dodaję kolejne niepotrzebne minuty:-( Spotykam grupę błąkających się bezradnie mundurowych. Bo dzisiaj rozgrywane są także mistrzostwa służb mundurowych w BnO. Część startujących wyraźnie z łapanki: na starcie tłumaczyli im do czego służy kompas, jak czytać mapę, ale jak widomo jedno tłumaczenie nie wystarcza. Niestety, nie wystarcza pokazanie takiemu zawodnikowi palcem na mapie gdzie jesteśmy – dochodzą do tego pytania: „Czy piątka to w prawo, czy w lewo? A szóstka?”
PK 9 - wkraczamy w pogórnicze kopce i doły pełne wody. PK 10 ma być tuż obok. Ustawiam kompas i podbiegam w kierunku przez niego wskazywanym. Jest kopczyk, nie ma lampionu. Na sąsiednim także. Szukam w grupie. Właściwie to co chwila ktoś się pojawia z obłędem w oczach rzucając numer lampionu z nadzieją, że ktoś go znalazł. Płonna ta nadzieja. My znajdujemy, tylko jakieś nie nasze. Dopiero czesząc wszystko w akcie desperacji znajdujemy ten właściwy – a był tuż obok, tyle że ukryty za jakimś zwalonym drzewem;-) 

Tak szukałem PK10

Na kolejne PK azymutem i tradycyjnie mnie znosi raz w lewo, raz w prawo… rozregulowałem się całkowicie. Docieram na metę, sczytuję się, a tu NKL. Ominąłem PK 6 – był tuż obok PK 5 na bardzo podobnym elemencie i paluszek mi się „omsknął” i przeoczyłem, choć przebiegałem kilka metrów od lampionu. Szkoda;-( Choć i tak przy tej ilości pomyłek byłbym prawie na szarym końcu;-( Zamiast nominalnych 4,3 km przebiegłem prawie dziewięć! 

Start sztafet - zastanawialiśmy się czy ktoś wbiegnie w tłum na zakręcie...
 

Trochę odpoczynku, obiad i czas na etap 2. Start i meta w bazie, bo połączony ze sztafetami WOM i mundurowymi. Staruje jako drugi w swojej kategorii. Nie lubię jak mnie wszyscy gonią (i przeganiają). 

Do boxu startowego w doborowym towarzystwie
 

Mapa taka „mikroskopijna” i teren pełen sławetnych kopczyków pokopalnianych i dziur z wodą. Będzie się działo! Najpierw ruszyły sztafety, ja jakieś 10 minut później. Wokół krzaki i las mało przebieżny. Biegnę ścieżką ze wszystkimi, ale kierunek jakiś nie taki. Pojawiają się kopczyki. Jestem jednak za bardzo na wschód. Odbijam, ale strata ze 2 minuty – to może być decydujące przy middlu. 

Tak to jest biec za tłumem - po "tej drugiej" ścieżce

Dalej idzie fajnie aż do PK 6. PK 6 na terenie usianym niebieskimi kropkami. Znowu zawodzi kompas - pakuję się w mokre i kolejne 4 minuty straty zanim przebrnę przez bagnisko. 

Kilka kolejnych PK ścigam się z Piotrkiem z M45. Niby dobrze, ale te 6 minut straty… Po drodze lampion o kodzie 132, tuż obok PK 10 z etapu pierwszego. Szukając PK 10 na etapie 1 znalazłem znacznik pod ten lampion z etapu drugiego   teraz było znacznie łatwiej. Efekt - miejsce szóste. Gdyby nie było tych dwóch wtop, byłaby szansa na walkę o podium. Grunt, że nie ma NKL-ki. Jutro się odgryzę. 

Dzień drugi – niedziela. Nowa mapa i to w „moim mieście”. Niby 15 km od domu, ale to jednak „mój las”. Stanowczo wolę lasy przebieżne – w trudnym terenie, nauczony doświadczeniem, nie biegam po gałęziach – wolę przegrać, niż znowu uszkodzić sobie kostkę. 

Widok na pusty jeszcze start E3
 

Staruję w drugiej minucie startowej. Las jeszcze niewydeptany. Ruszam z jakimiś dzieciakami. Lekkie zawahanie przez PK 1, ale idzie dobrze. Tak lubię - jestem sam w lesie. I taki zadowolony biegnę, aż przychodzi PK 7. 

Taki las lubię....
 

Znaczy, nie trafiam na PK 7, ale na PK 8. Wrrr. Wracam szybciutko na siódemkę i znowu na ósemkę po własnych śladach. Ustawiam azymut i na PK 9. I znowu nie trafiam. Gorzej, że na nic nie trafiam. Błąkam się bezradny niczym zawodnik ze służb mundurowych z w sobotę… Wreszcie się lokalizuję i znajduję lampion. Niestety, także konkurencję która wystartowała ze mną. 

Wtopa na PK 7 i PK 9
 

Dalej biegniemy już w grupie. Późniejsza analiza międzyczasów wskazuje, że do PK 7 biegłem na 3-cim miejscu i co najmniej tak dobiegłbym do mety. 

Stanowczo UNTS CUP należy uznać z potrójną porażkę;-( 


 


 



 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz