Jeżdżąc przez Mielec, a konkretnie jego obwodnicą, zawsze podziwiałem sosnowe lasy rosnące za dźwiękochłonnym płotem. Wreszcie się doczekałem: Mistrzostwa Polski w nocnym BnO zawitały właśnie do tych lasów. Start w sobotnią noc, więc należy jakoś zagospodarować czas przed startem i się zaaklimatyzować. Organizator wzorem innych nie zapewnił „model Event”, więc zrobiłem sobie coś takiego samodzielnie: postanowiłem pobiegać na sławetnym ZPK Białkówka. O rzut beretem od miejsca zawodów, więc zakładałem, że teren i mapy podobne.
Jadąc do Białkówki zwiedziłem po drodze całkiem ciekawe miejsca: Mazury, a nawet Zielonkę;-)
Ja i ZPK na Białkówce |
Jaki ten świat jest zakręcony;-) Na ZPK wystartowałem w samo południe. Niby to nie noc, ale co tam! Najpierw jakąś ścieżką przez krzaki do PK 1. Krzaki całkiem niezłe! A i dołków do wyboru sporo. Naokoło trafiłem. Do PK 2 miała być ścieżka przy asfalcie, ale nie było – pobiegłem drogą asfaltową. PK 3 - banalny dołek przy rowie.
PK 4 - kolejny dołek w zielonym na jakimś wypukłym pofałdowniu terenu. Jest zielone, jest pofałdowanie, są grzybiarze… a dołka nie ma! Szukam, czeszę, namierzam się od dołka przy drodze… i nic. Takie miotanie się w kółko zajęło mi prawie 10 minut. Wreszcie znajduję słupek – stoi w niepozornej gęstwince, koło której przechodziłem już kilka razu. Gdyby to był lampion wypatrzyłbym go;-( Taki to urok ZPK-ów. I kiepski prognostyk przed nocą. Dalej idzie ciut lepiej. Lekkie zacięcie przy PK 7, bo mapa trochę nie zgadza się z terenem.
Za to PK 9 w krzakach i to podmokłych. Gdybym wiedział, wybrałbym inną trasę;-)
Wkurzony znowu mam wtopę na PK 10 – szukam lampionu za wcześnie – zmyliły mnie ogrodzenia mrowisk, których zabrakło na mapie. Ogólnie idzie mi słabo: zieloności na mapie nie pasują mi do tego co widzę w terenie, azymuty jakieś zboczone… na PK 10, 11, 13, 15 problemy;-( Za PK 15 idzie lepiej – można się rozpędzić, punkty daje się łatwo namierzyć.
Rozluźniony ruszam z PK 22 na PK 23. Na azymut. Ma być trochę krzaków, potem mniejsze krzaki, kawałek czystego lasu i zielone kępki ze ścieżką. Niby wszystko jest, jest i ścieżka… tyle że ani widu, ani słychu słupka! I tak mija kolejne 10 minut. A wszystko przez ścieżkę nienaniesioną na mapę, a udającą tę właściwą;-)
Moja nierówna walka z PK 23 |
Kończę ZPK-a – nominalne 7,4 km zajęło mi…12 km i 2 godziny. Wstyd!
A to cały przebieg |
Czas udać się na właściwe zawody. Najpierw obiad i szkoła, gdzie mają być noclegi. Jestem pierwszy i rezerwuję sobie jeden z nielicznych materacy gimnastycznych. Znów na stare lata zaczynam sypiać „w warunkach turystycznych”.
Nie ma co robić, jadę do bazy zawodów „pod chmurką”. Nie jestem pierwszy – na parkingu czeka już Andrzej z ekipą z Warszawy. Ogólne wrażenia organizacyjne ambiwalentne: komunikacja organizatorów z uczestnikami w internecie bardzo uboga – istotne informacje na ostatnią chwilę, ale to co istotne jest publikowane. Organizacyjnie – chwilami brakuje organizatorów na miejscu, ale z drugiej strony wszystko jest. Ot, choćby brak model eventu – duża część terenu zawodów pozostała niewykorzystana, aż prosiło zrobić się trening na tym terenie. Brakowało stałego dyżuru organizatorów w szkole, rozdzielenia biura obsługi SI od biura zawodów (trzeba było dochodzić korytarzem dla zawodników do biura) – takie drobiazgi.
Baza w Mielcu za dnia |
Wreszcie zachodzi słońce i czas rozpocząć zawody. Mam 73 minutę startową, więc można powiedzieć startuję „w drugiej zmianie”. Przed moim wyjściem na start na metę wpadają już pierwsi zawodnicy. Czas mają znacząco dłuższy niż przewidywany czas zwycięzcy – zatem szykuje się trudna trasa.
A tak wygląda to po nocy. Czekamy na dobieg pierwszego zawodnika |
Na starcie okazuje się, że jest cieplej niż myślałem. Niestety numer startowy, agrafki zniechęcają mnie do rozbierania się. Najwyżej nie zmarznę ;-) Wchodzę do boksu startowego, odliczanie, inaczej niż zwykle mapę wyciągamy z kieszonki dopiero na sygnał startu. Dobieg do startu właściwego dość długi. Start jakoś tak „ w środku niczego”. Wszyscy biegną dalej, na azymut, w kierunku mojego PK 1. Na początek taki przebieg „na azymut” kilometrowy. Fajnie. Teoretycznie można by od lampionu startu się wrócić i pobiec drogami, ale skoro wszyscy na azymut, a w lesie wydeptana już inostrada? Może marnej jakości ta inostrada – pełno zwalonych drzew, dziur, więc biegnę raczej zachowawczo, by sobie jakiejś nogi nie urwać.
Niby wszystko idzie dobre, światełka konkurencji w zasięgu wzroku, teren się zgadza, wkraczam w okolice PK 1. Mapa nieczytelna, pokreskowana drogami, warstwicami, a w naturze las niewiele starszy od młodnika, z leżącymi po przycinaniu drzewkami. Szukaj tu po ciemku dołka! Okazuje się, że mnie zniosło na ostatnich metrach i chwilę trwa zanim znajduję co trzeba. Dogania mnie następny z mojej kategorii;-(
PK 2 znowu w krzakach. Taki teren normalnie podmokły – teraz przeczesywany przez wiele latarek w poszukiwaniu niepozornego lampionu na rozwidleniu ledwo widocznych dróżek (coś jak PK 23 na Białkówce). Chyba udaje mi się i pierwszy z całej grupy znajduję lampion!
PK 3 oczywiście w młodniku. Na mapie sporo zielonego, a zielone w nocy oznacza widoczność na 50 cm i losowość w znajdowaniu lampionów;-(
PK 4 to majstersztyk. Drugi koniec młodnika (400m), a konkretnie jakaś ostra granica polanki z innym kolorem zielonego - żadnego sensownego obejścia – wszędzie zielono. Na szczęście przez te krzaki biegnie mokry rów, a wzdłuż niego inostrada. Dzisiaj już się sporo nakrzalowałem, więc wbrew pozorom dobrze mi idzie. Może są i szybsi, ale potrafią pobiec nie wiadomo z jakiej przyczyny gdzieś w bok, zamiast trzymać się wydeptanego traktu, rowu i azymutu. W efekcie mam na tym odcinku jedne z moich najlepszych czasów w etapie.
Nie lubię biegać w tramwaju – niestety krótkie interwały i mapa z punktami losowymi naturalnie takie tramwaje tworzy. Po PK 4 źle ustawiam kompas, sugeruję się jakąś inostradą i mnie znosi na płot. Biegnąc w grupie nie patrzę dokładnie na kompas, jestem pewien, że jestem na innym boku płotu i w efekcie skręcam w lewo, zamiast biec w prawo. Wybiegam z gęstwiny, chwilkę się lokalizuję i znajduję lampion drogą naokoło, ale niestety po raz drugi tracę czas. W imprezach mistrzowskich takie wpadki wykluczają osiągnięcie dobrego rezultatu – tu poziom jest bardzo wyrównany.
Zniesmaczony krzakami do PK 6 biegnę drogami i to chyba dobry wybór. PK 7 tuż obok, PK 8 także. Tyle że na PK 8 nie trafiam. Niby nie dużo rozmijam się z lampionem;-(. Znowu strata 2 minut – razem mam jakieś 6-7 minut w plecy;-(
Dzięki temu manewrowi na PK 8 znowu jestem sam w lesie. Trochę drogami, trochę na azymut biegnę dalej. Przed PK 11 dopędza mnie jakiś tramwaj. Tramwaj szuka PK ciut za wcześnie, a ja jak głupi skręcam w ich kierunku zamiast biec swoje. Dalej biegnę za powoli oddalającym się tramwajem.
Kolejny majstersztyk budowniczego trasy - PK 14. Jedyny sensowny przebieg to na krechę przez zielone, zielonkawe i bardziej zielone. Właściwie żadnych jednoznacznych punktów orientacyjnych, bo użycie odcieni zielonego przez autora mapy dla mnie i większości biegających pozostaje tajemnicą. Szczególnie w terenie biegu nocnego. Odczucie było raczej takie, że jasnozielone jest gęściejsze niż ciemnozielone… Gdzieś koło PK doganiam zdezorientowany tramwaj czeszący teren. Tramwaj nie ma pojęcia gdzie jest, choć na pytanie czy widzieli gdzieś wysokie drzewa wskazują na północ. Dla mnie jest wszystko jasne – przy wysokich drzewach mam mieć lampion. I mam. Reszta tramwaju swojego szuka (wiem, że niektórzy mieli przy ambonie, a nie jak ja, na rogu tego przebieżnego fragmenciku lasu.
Urywam się tłumowi i przez młodnik (zaznaczony jako zielone kropki na żółtym polu) lecę na przedostatni i ostatni punkt. Jeszcze imponujący finisz i meta. Wynik już nie jest tak imponujący – na wydruku jestem 6-ty na 10-ciu. W podsumowaniu spadłem na miejsce 11. Stanowczo poniżej oczekiwań;-(
Na pewno w zawodach zabrakło mi rozbić. Zawodnicy łączyli się w tramwaje, albo na zasadzie „wożenia się za kimś” albo „pełnej współpracy”, a rzadziej na zasadzie „na chwilę, bo tak wyszło”. Na zawodach klasy mistrzowskiej raczej tego być nie powinno. Każdy „losowy punkt” wymagający czesania czegoś w krzakach, lub dłuuugi przebieg przez zielone generuje tramwaj, gdy następni doganiają tych z przodu. Takie same przebiegi dla różnych kategorii taki tramwaj utrzymują. Mój przebieg PK 9-13 był taki sam dla kategorii M60, M45, M40, M20 i prawie taki sam dla M35 i M16 (jeden PK więcej po drodze, na kresce). Podobnie z PK 1. Interwał 5 minut może by pomógł. Ale w nocy bez rozbić naprawdę jest trudno uniknąć gromadzenia się ludzi w grupy, szczególnie przy punktach ciężkich do znalezienia. Światło widać z daleka.
I jeszcze mapa gdzie nie wiadomo było jak to, co jest zielone interpretować.
Z pozytywów to mapa w skali 1:7500 szczególnie w nocy to dobre rozwiązanie. I dobrze widoczne kolory i duże kółka z PK – to było czytelne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz