Wrócił Szybki Mózg po wakacjach i oczywiście nie mogło nas na nim zabraknąć. Nie przepadam za zawodami w środku tygodnia, po dniu pracy i do tego po zmroku, ale nie dotyczy to tej imprezy. W tegorocznej edycji dodatkową zaletą (jak dla mnie) jest start z puszki, więc nie ma problemu z różnymi, odległymi minutami startowymi, czy dojazdem na określoną godzinę.
W skrócie można powiedzieć - wystartowałam, przetruchtałam na spokojnie całą trasę, bezproblemowo znalazłam wszystkie punkty wybierając nawet dość rozsądne warianty przebiegu, dotarłam na metę i jeszcze udało mi się (zupełnie nieplanowo) wyprzedzić kilka osób. Plan minimum zrealizowany z nawiązką.
Trasa była wyjątkowo łatwa, bez pułapek, dokładnie na miarę moich możliwości. Jeśli ktoś oczekiwał relacji z gubienia się, to niestety - nie tym razem. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że było nudno i w sumie nie ma o czym pisać. Tempo pokonywania trasy, jak to u mnie - żałosne, a w związku z coraz bardziej rozsypującym się układem ruchu - nawet bardzo żałosne. Ale co tam, najważniejsze, że wciąż sprawia mi to przyjemność.
Meta, taka po biegu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz