Kolejna okazja pobiegania, tym razem po ciemku, to środa i Lasek Bielański. Najpierw tradycyjnym problemem jest zaparkowanie. Po kilku okrążeniach się udało, choć niezbyt blisko startu. Potem dojście.
Baza "pod drzewkiem" w ciemnym lesie;-) |
Na szczęście nie pada, choć prognozy były takie sobie. Potem walka z latarką, w której zaśniedziały styki i chciała się wyłączać. Z tego powodu, po pierwszym starcie i zgubieniu się w ciemnościach nastąpił reset: clear, check i próba startu drugiego.
O! widać start |
Niestety latarka dalej gasła i znowu trafiłem nie wiem gdzie. Tak to jest gdy się latarki nie używa! Porządnie postukałem urządzenie, pokręciłem z zapałem wyłącznikiem i wreszcie wyglądało, że świeci stabilnie. Do trzech razy sztuka. Na wszelki wypadek tym razem ścieżką, bo gdyby zgasło znowu… No cóż, ścieżką wcale nie było łatwiej. Lampion z numerkiem 56 był jakoś zmyślnie ukryty i naprawdę ciężko na niego było trafić. Ale nie jestem tu dla wyniku, tylko dla pobiegania.
Zaraz wystartuję (o ile zaświeci się czołówka) |
Na szczęście PK 2 był w miejscu cywilizowanym, za płotem jakiejś turystyczno-sportowej zagrody. Co ja tam będę biegał ścieżkami, więc na kolejny PK zacząłem przedzierać się przez krzaki. Noc+krzaki daje w wyniku tempo ślimacze. Ale trafiłem, w miarę sprawnie, choć czy szybciej niż ścieżkami? Dlatego na PK 5, zamiast przedzierać się przez bardzo-ciemno-zielone pobiegłem już ścieżkami, ile się dało. Na mapie sprinterskiej są to odległości rzędu "rzut kamieniem"!
Kolejne punkty to bieganie po trawie - po wielkiej polanie w środku mapy. Na PK 8 zaczęły się górki. Górki i bardzo zielone. Niestety, znowu uległem pokusie biegania na azymut. W efekcie trafiłem gdzieś…i się zawiesiłem. Dłuższą chwilę trwało zanim zlokalizowałem się na mapie. Czyli PK 9 i PK 10 po ścieżkach. Kolejne zawahanie przy PK 11, który powinien być o kilka kroków dalej – szukałem nie przy tej ścieżce. Zapomniałem jak to się biega po lesie nocą;-(
Dalej już bezpiecznie ścieżkami. I niezbyt szybko. Ścigałem się z kimś mi bliżej nieznanym i zostawałem w tyle. Czasami miałem minimalnie lepszy wariant ale raczej poruszałem się statecznie i dostojnie, by znowu nie wyciąć jakiegoś numeru.
Przed PK 20 budowniczy zastawił pułapkę, na którą nabrało się sporo osób. Lampion "jeden dołek wcześniej" w długiej rynnie. Na szczęście czytam zawsze kody na lampionach, ale chwile zmitrężyłem sprawdzając, czy to nie jest po prostu źle postawiony mój lampion.
To była chyba ostatnia pułapka, reszta PK nie przedstawiała trudności, no może poza tym, że należało patrzeć pod nogi, by nie skręcić odnóży i uważać na oczy przedzierając się przez gęstwiny.
Wynik może nie rewelacyjny, ale przy dystansie rzędu 3 km każde zawahanie generuje olbrzymią stratę. A ja mam jakoś uraz do szybkiego biegania po nocy, a okulary wcale nie pomagają w szybkim czytaniu mapy po ciemku. Dłuższe dystanse po nocy wychodzą mi znacznie lepiej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz