piątek, 17 marca 2023

Pod górkę w Modlinie

Bieganie po Twierdzy Modlin zawsze jest szczególne. Wały, gdzie trzeba wbiegać na czworaka, a zbiegać bojąc się o życie, fortyfikacje, bunkry, zakamarki. Dzięki temu czterokilometrowy sprint zajmuje tyle, co bieganie 10-ciu km i to pod górkę;-)

Tym razem pogoda nie dopisała. Zimno, tak na granicy padania śniegu, grunt zmrożony, więc twardy i nierówny. Zaleta taka, że to jeszcze kalendarzowa zima i roślinności niewiele. 

Modlin przywitał nas zimnem. My to jeszcze rozgrzejemy się w biegu, ale organizatorzy… Jak najszybciej wziąć mapę i lecieć. 

Zimno, ale zaraz się rozgrzeję biegając

Pierwszy PK przebiegam. Niewiele, ale zawsze. I pewno lepiej było biec górą… ale człowiek jest mądry dopiero, gdy analizuje przebieg na spokojnie w domu. 

PK 2 w "jaskini", znaczy w oknie jakiejś fortyfikacji. PK 3 ma być po drugiej stronie wału. Obiec – pieruńsko daleko, więc trzeba na czworaka wspinać się tu gdzie jestem. No, może nie zupełnie tu gdzie jestem, bo po pionowej murowanej ścianie ciężko. Przyjaźniejsza wydaje mi się lewa strona, czyli lecę na lewo od muru. Na górze jakiś fotograf amator poluje na ujęcia fortyfikacji. Ja zasapany patrzę i widzę lampion. Zerkam na mapę - rzeczywiście jest tu lampion. Przedzieram się przez jakiś dół, pika, patrzę na kod… i nie jest to PK 3! Jeszcze raz sprawdzam mapę - PK 3 jest na dole przy budynku, a to jest PK 23! Zbiegam w dół i znajduję lampion razem z Małgosią z trasy B. Teraz widzę, że należało wspinać się po prawej stronie PK 2 - nie trafiłbym na ten PK 23 i byłoby bliżej. 

PK 4, PK 5, PK 6 bez historii , tyle że pokonanie na czworaka dwóch kolejnych wałów. 

Taki wał ma prawie 10 m wysokości

PK 7 w miejscu magicznym. Nie wiem co to jest, ale taka kolumnada łuków robi wrażenie. Może chodziło o to, by atakujący stawali i zastanawiali się co to jest, a wtedy obrońcy…. 

Nie ma czasu na zastanawianie się, lecę dalej. Gdzieś tu ścigam się z Grześkiem. Znaczy wyścigam go.

 Z PK 9 do PK 10 trzeba przebiec przez kolejny wał. Na mapie dostrzegam trochę po lewej jakieś obniżenie w wale, a nawet tunel pod. Skręcam. Coś się nie zgadza. Nie ma tunelu, jest ściana bez przejścia. Może to bardziej po lewej? Biegnę w lewo. Pokonuję wreszcie wał tradycyjnie na czworaka, tyle że hen daleko od PK 10. Grzesiek mnie wyprzedza i to znacznie. Nic to, do PK 11 dość długi przelot po równym, więc się zbliżam. W górę do lampionu PK 11, w dół i znowu w górę do PK 12. Który to już wał? Mi wychodzi, że 9-ty. PK 14, 15, 16, 17, 18 ścigam się z Grześkiem (kolejne 5 wałów). Dopiero po PK 18 go wyprzedzam. PK 20 za kolejny wałem…, 21 znowu do góry, PK 23 już znam (17 wałów za nami). 

Ktoś zbiega na "łeb i szyję" z PK 21 ;-)

Na PK 25 tak się rozpędzam, że nie zauważam, że jest on na dole, a nie na górze – jeden podbieg i zbieg zaliczony ekstra ;-) Grzesiek zostaje wyraźnie w tyle. 

Ostatnie trzy punkty na kolejnym wale i sprint do mety po kocich łbach. 

Wyszło mi 19 podbiegów i zbiegów - całkiem niezły wynik! 

Wynik robi wrażenie;-)

Na mecie wydruk - patrzę i okazuje się, że biegałem 168 godzin i 56 minut! Jak nic rekord! Niestety, na którejś stacji był źle ustawiony czas i po korekcie podano tylko wyniki końcowe bez przebiegów. W ogólnej klasyfikacji Grzesiek mnie wyprzedził, przez te moje wtopy na PK 3 i PK 10;-( 

Następnym razem to ja wygram! 


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz