czwartek, 15 lutego 2024

FalInO, czyli jaka piękna katastrofa!

Nie odpuszczamy i każdy weekend mamy zagospodarowany biegowo. Ostatnia sobota to wyjazd do Falenicy. Tym razem organizator zapowiedział zmiany i mieliśmy biegać w nowym (no, prawie nowym) terenie, a nie w kółko po wydmie.
 
Coś niewyraźna mina przed startem.
 
Wystartowaliśmy w tej samej minucie (choć na różne trasy) i zaczynaliśmy od tego samego punktu, czyli PK 3. Co dalej, to już miałam wymyślić potem.

Trzeba biec, póki są siły.

Wspólnie podbijamy nasz pierwszy punkt.
 
Podbiliśmy punt, Tomek szybko się ulotnił, a ja zaczęłam kombinować, gdzie dalej i które dziesięć punktów wybrać do zaliczenia. Rzuciłam okiem na mapę i postanowiłam lecieć na dwunastkę. Doprowadzające ścieżki były dość jednoznaczne, ale na wszelki wypadek ustawiłam też azymut w kompasie i ruszyłam. Już po chwili coś mi się przestało zgadzać z założeniami. Przede wszystkim nie znalazłam tych szerokich, na grubo zaznaczonych ścieżek, a te którymi biegłam nie do końca miały słuszny kierunek. Próbowałam więc trochę na azymut, ale chała - teren nie odpowiadał mapie i już. Postanowiłam wrócić do wiaty, spod której ruszyłam i namierzyć się jeszcze raz wykorzystując róg ogrodzenia. Efekt osiągnęłam podobny. Ze złości aż mi łzy stanęły w oczach, no bo jak to nie da się w takim małym lasku znaleźć punktu? Postanowiłam olać dwunastkę i zaliczyć dwójkę. Ruszyłam na północ, a tu teren przestał mi się zgadzać jeszcze bardziej. Co jest u licha? Zaczęłam zastanawiać się, czy czasem północ nie jest źle zaznaczona na mapie i może w tym problem. Po kilkunastu metrach w stronę dwójki znowu zastosowałam odwrót pod wiatę, gdzie z daleka widziałam już Anię podbijającą punkt. Chciałam z nią przekonsultować możliwość źle oznaczonej północy i w ogóle zobaczyć, co ona o tym sądzi.  Już miałam otworzyć usta, kiedy jak obuchem uderzyła mnie własna głupota. Byłam na PK 3, ale na mapie namierzałam się z PK 1! Oczywiście, że to się nie mogło udać:-( I tak to jest z tym scorelaufem - niby o nim pamiętałam, ale zakodowane jednak miałam, że zawsze zaczyna się od PK 1.

Tak mnie scorelauf wykiwał!
 
Jeśli ktoś myśli, że to już koniec  problemów, no to jest w błędzie. Owszem, namierzając się tym razem z PK 3, a nie PK 1 bez trudu znalazłam dwunastkę. Po dwunastce bezproblemowo zaliczyłam jedenastkę, a potem zorientowałam się, że z tego wszystkiego zapomniałam o jedynce, którą planowałam wziąć zaraz po trójce, kiedy już dotarło do mnie, że trójka to trójka, a nie jedynka. Trudno, jak się sypie, to już po kolei.
Z czwórką na szczęście nie miałam problemów, a potem stanęłam przed dylematem: gdzie dalej? Na ósemkę, czy na dziesiątkę? Kiedy doszłam do miejsca, gdzie trzeba było ostatecznie zdecydować, spotkałam Becię z mężem i postanowiłam podłączyć się pod nią, gdziekolwiek by szła. Byłam po prostu tak sfrustrowana, zdekoncentrowana i zdegustowana, że potrzebowałam przez chwilę nie musieć myśleć i oddać komuś przewodnictwo. Tym sposobem niespodziewanie zaliczyłam PK 10, PK 15 i PK 14 z czego te dwa ostatnie, najdalsze, do niczego nie były mi potrzebne, bo wymagane dziesięć punktów mogłam spokojnie zaliczyć na krótszej trasie.  Po czternastce rozstałyśmy się, bo dalej już nam było razem nie po drodze i poleciałam szukać ósemki. Jakoś na szczęście poszło. Przed szóstką miałam jeszcze drobne zawahanie, bo mi się strony świata przestawiły, ale na szczęście na krótko. Do szóstki to też poleciałam jak ta głupia, bo lepiej by mi było wziąć dwójkę tuż koło siódemki, ale daję słowo, że dwójki w ogóle nie zauważyłam na mapie, bo tak mi się zlała z zygzakiem narysowanym na drodze. Nawiasem mówiąc ten zygzak był bez sensu i tam gdzie mi nie pasował (czyli na końcówce trasy) po prostu go ignorowałam.
Koniec końców udało się zebrać te dziesięć punktów i wrócić na metę, ale to co w międzyczasie, to sam wstyd. Jak podsumował Tomek wysłuchawszy mojej opowieści: jaka piękna katastrofa!
 
 
Jak nie należy robić.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz