sobota, 7 grudnia 2024

Barbarina czyli górnicy w stolicy

Grudzień to okres InoImprez okazjonalnych. Pierwsza z nich to Barbarina. Jak mówi sama nazwa - święto górników (tych, co chodzą z czołówkami) i oczywiście Barbary, która tę imprezę organizuje. Na start wypada zjawić się z życzeniami/piwem/winem czy innym „prezentem” dla solenizantki. Jak tylko mogę, staram się na Barbarinę zjawić. W tym roku się udało. 

Niczym górnik gotowy do startu, w tle solenizantka

Na starcie dostałem mapę. Trochę czarnobiałych kresek, trochę starej mapy i sporo czerwonych kółeczek. Do tego opis (kto by czytał) do zrozumienia którego bez kalkulatora ani rusz. Trzeba zbierać punkty i kalkulować, by ich suma była odpowiednia. Oczywiście tych PK wychodzi zwykle więcej niż jest miejsc na karcie startowej. 

Pobrałem kartę i poszedłem w świat. Nie chciało mi się dopasowywać wycinków, więc poszedłem na najbliższy…. najmniej warty PK. PK znalazłem (opis) i zacząłem coś dopasowywać. Dało się łatwo znaleźć wycinek 2 i 4 z charakterystycznym superdługim blokiem. 

Wycinki X i druga czwórka miały charakterystyczne rozdwojenie pasów na jezdni – to także umiejscowiłem w terenie – na przeciwległej stronie mapy niż właśnie się znajdowałem. Jedno „I” także dało się dopasować w górnej części mapy. Tajemnicą została lokalizacja drugiego wycinka „I”. Miałem pewne podejrzenia, ale z mapy mi nic nie pasowało. 

Koniec myślenia – poszedłem na PK 4B. PK z pytaniem o mamę. Sęk w tym, że we wskazanym miejscu żadnej mamy nie widziałem. Świeciłem na blok i nic. Poszedłem trochę w prawo, trochę w lewo i nic. Już chciałem zaczepić jakąś mamę na ulicy i zadać jej pytanie: „Jaka będzie mama?”, ale jak na złość żadna w okolicy się nie pojawiła. Straciwszy całkiem sporo czasu na poszukiwania poszedłem dalej. 

Ciut za mocno świeciła mi latarka (na najniższym biegu, ale i tak za mocna) i co chwilę przeżywałem szok przenosząc wzrok z okolicy na mapę. W efekcie całe to dreptanie i szukanie lampionów szło wolno, bo niezbędny był spory czas do akomodacji oka po takiej zmianie oświetlenia. 

Wszystko szło w miarę dobrze do PK 4D. Nie dojrzałem, że ma być na złączeniu płotów i szukałem go na ścieżce. Na drzewie, na dziurze w płocie, za dziurą w płocie, przed dziurą w płocie, pod dziurą w płocie…. Taki to już los z starego niedowidzącego człowieka… 

Kolejna „wpadka” przy PK 1F. Lampionu nie było. Nie było w punkcie, obok punktu, a że PK podwójny…. Wpisałem ostatecznie BePek. Ponoć lampion był, ale nie na najbliższym, i drugim, i trzecim najbliższym drzewie, tylko na drzewku (które widziałem), ale było na tyle cienkie, że do niego nie podchodziłem zakładając, że lampion zobaczę z odległości, jeśli by tam był. Szczególnie, że było kilka bliższych miejsc, gdzie lampion można by zawiesić. Nie będę tu używał niecenzuralnych słów, ale co sobie myślałem szukając tego lampionu…. 

Jeszcze w ramach rozkojarzenia zapomniałem o PK 3G i musiałem wracać się tam, gdzie już byłem. 

Przez te wszystkie poszukiwania czas podstawowy już mi się skończył. Ale postanowiłem być twardy do końca i „na Leszka” znaleźć wszystko co trzeba nie patrząc na zegarek. Bo szkoda by się zmarnowały lampiony wieszane przez solenizantkę w dniu swoich imienin…. 

Na karcie zabrakło kratek...

Na imprezie imieninowej nie chodzi się dla wyniku, tylko traktuje się to jako specyficzne złożenie życzeń osobie świętującej;-) 


 


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz