wtorek, 17 grudnia 2024

ZZK, czyli trudna współpraca z kompasem.

Jakoś mi ostatnio nie po drodze z biegami, ale w końcu coś tam się trafiło. W niedzielę (jeszcze tę poprzednią) pojechaliśmy do Olszewnicy na ZZK. Tomek mi ciągle powtarzał, że już tam biegałam i że są tam śliczne kopczyki, więc mu wierzyłam, choć wcale nie pamiętałam. Więc w sumie dla mnie to jak nowy teren:-)
Ja wybrałam spokojną średnią trasę, za to Tomek jakąś taką fikuśną, co to na mapie prawie nic nie było, bo większość była wycięta i zostały tylko białe kształty. Ale co kto lubi.
Choć skala mapy była 1:5000, to wszystko i tak było jakoś tak drobnym druczkiem i za małe na moje niedowidzące oczy. Nic to. Wystartowałam.

Clear i te sprawy.

I ruszam w stronę lasu.
 
 Plan był taki, że na jedynkę biegnę ścieżką, a za zakrętem wchodzę w las. Już po kilku krokach zgubiłam ścieżkę, bo tak była zasypana liśćmi, że jakoś mi zniknęła. Pobiegłam więc na oko, ale po chwili  jakimś cudem ścieżka sama się znalazła, trochę na prawo ode mnie. Głupio byłoby zgubić się już na pierwszym punkcie.

 
Udało się.
 
Już przed jedynką przypomniało mi się, że faktycznie przynajmniej za dwa razy tu biegałam i aż się ucieszyłam, bo teren faktycznie bardzo widowiskowy.
Dwójka weszła bez problemu, podobnie trójka. Od jedynki biegłam z innym zawodnikiem (nie pamiętam jak ma na imię) i przez długi czas nie mogliśmy się oddalić od siebie, no bo te same punkty i zbliżone możliwości. Dopiero kiedy po piątce zniosło mnie z kursu i lekko pobłądziłam przy szóstce, zostałam z tyłu.

Zniosło.
 
Od samego początku zresztą miałam wrażenie, że ja biegam na innej mapie, a mój kompas na innej. W końcu przestałam mu wierzyć i bardziej kierowałam się ukształtowaniem niż jego wskazaniami, bo chwilowo były abstrakcyjne. Chociaż z drugiej strony, oglądając ślad, który pokazuje, że na niewielu punktach byłam, to może mapa jest do bani, albo punkty źle stały.
Siódemka, ósemka i dziewiątka poszły, o dziwo, niemal po kresce, ale przy dziesiątce schrzaniłam. Już nie pamiętam czy  odbicie w prawo za drogą to mój autorski pomysł, czy raczej mojego kompasu.
 
Trochę mnie zniosło przy dziesiątce.
 
Do czternastki znowu szło dobrze, choć ślad pokazuje, że na żadnym, z tych punktów nie byłam:-) Za to chwilę po ruszeniu z czternastki spadło na mnie jakieś zaćmienie i pobiegłam na dwójkę. Ale, żebym ja chociaż rzeczywiście planowała lecieć do tej dwójki. Ruszyłam na piętnastkę i naprawdę tego się trzymałam. Nie umiem wytłumaczyć co się stało i już się nawet zastanawiam, czy jakieś UFO mnie nie porwało, a po obejrzeniu porzuciło przy najbliższym lampionie i akurat to była dwójka. No bo jak inaczej?

Co tu się odwaliło?
 
 
Na szczęście kolejne punkty nie dostarczyły już żadnych atrakcji i bezproblemowo dotarłam do mety. Na koniec jeszcze pamiątkowa fotka i do domciu.
 
 
Po biegu.
 
Wbrew temu co pokazuje poniższy ślad, mam zaliczone wszystkie punkty. Nawet jeśli teoretycznie nawet na nich nie byłam:-)

Cały przebieg.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz