Tak mi się wciąż składa, że nie mam kiedy biegać, ale jeśli zawody już są w Zielonce, no to nie ma wyjścia, nawet przy braku czasu. Skoro już góra przyszła do Mahometa...
Myślałby kto, że mam fory, bo znam teren, ale jedyna korzyść ze znajomości okolicy to brak strachu, że zgubię się na amen.
Start.
Żeby się nie zgubić nawet troszeczkę, do pierwszego punktu pobiegłam wariantem drogowym, naokoło. No dobra, nie tylko dlatego - teren pomiędzy startem, a punktem był tak wredny, że na azymut na pewno zeszło by wiele dłużej. Do dwójki już nie było ścieżek tylko azymut, ale poszło bezbłędnie.
Zagwozdkę miałam jaki wariant wybrać do trójki, bo była daleko i o ile początek logicznie było pobiec ścieżką, to potem trzeba było zdecydować: na wprost przez bagienko, od wschodu albo od zachodu. Wybrałam wariant od wschodu, głównie dlatego, bo nie lubię w trakcie trasy przebiegać w pobliżu mety. Jakoś mnie to zawsze demotywuje.
Przy czwórce spotkałam Jacentego i razem ruszyliśmy w stronę piątki, ale na końcówce każde wybrało swój autorski wariant podejścia do punktu. Mój okazał się jakby ciut gorszy, bo dotarłam później.
Szóstka poszła dobrze, a do siódemki poleciałam kawałek ścieżką rowerową, bo nie chciało mi się po krzakach. Ósemkę w pierwszej chwili chciałam wziąć ścieżkami i nawet ruszyłam w stronę pierwszej, ale w trakcie mi się odwidziało i postanowiłam pomęczyć się trochę na przełaj. Taka fantazja ułańska mnie dopadła. Azymuty oczywiście już potraciłam przy tych zmianach i szłam tak bardziej na oko. Ponieważ oko kaprawe, to z punktem się ciut rozminęłam. Na szczęście trafiłam na duże doły, które zlokalizowałam na mapie i od nich namierzyłam się na swój dołek.
PK 8
Dziewiątka była o tyle łatwa, że biegłam niemal tak samo jak z dwójki na trójkę (oczywiście tylko na kawałku trasy). Za to dziesiątki nie mogłam znaleźć. Niby widziałam gdzie się kręcą inni zawodnicy, ale kiedy szukałam w tym miejscu, nic nie było. Teraz widzę, że szukałam za wcześnie, ale po co inni tam się pchali, to nie wiem. Oczywiście znalazłam lampion stojący na niczym, bo ten płaski teren trudno nazwać górką, choćby najmniejszą.
PK 10
Po dziesiątce został już tylko dobieg do mety. Przed sobą zobaczyłam Tomka, ale był za daleko, żeby go gonić, czy nawet wołać za nim. A chciałam, żeby mi cyknął fotkę, jak wbiegam na metę. Trudno. Za to mamy wspólne zdjęcie po biegu..
Następne zawody też mi proszę robić w Zielonce, bo zarobiona jestem i nie mam czasu jeździć daleko. Czy Organizatorzy wszystkich imprez słyszą????
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz