wtorek, 24 grudnia 2024

Zwałka czyli trening u Alexa i Piotra

Kolejny trening u Alexa i tym razem jeszcze Piotra. Miejsce mało typowe – Marki. Niestety, zawody mistrzowskie w 2025 wyłączyły zbyt wiele terenów z biegania. Nie wiem czym się kierował team 360 wyłączając okolice, które i tak wszyscy dobrze znają i to po terminie, gdy inne zawody były tu zaplanowane. Jeszcze jakby to były jakieś „tajne” tereny, ale powiedzenie „Falenica orientacji” o czymś świadczy – tu biega się na pamięć! 

Wracając do Marek – tern stanowczo nieciekawy. Dawna góra wysypiska, troszkę lasu i terenów otwartych, ale nierównych i porośniętym jakimiś wysokimi habaziami. Zapisanych cała masa osób – jak to przed świętami. 

Start dość "mokry"
Start w kałuży. No, prawie. W każdym razie błotnisty. Pierwszy PK niedaleko, oczywiście w krzakach, w dole pełnym śmieci. 

Drugi PK przy jakimś płocie – jedyny sensowny dobieg – asfalt, bo cały teren po linii prostej pełny zielonych kresek i brązowych kropek. Do PK2 praktycznie biegnę przez PK3 więc muszę się cofnąć - znowu asfalt. 

PK 4 za górą śmieci. Można tam po raz trzeci asfaltem lub przez górę. Ile można biegać tym asfaltem w tę i we w tę – dla odmiany wybieram drogę pod górę. Stromo i … wysokie porosty. Może nie jakieś straszne, ale biegać mało się daje. Góra daje mi w kość. 

Do PK 5 staram się drogami, ale do PK 5 trzeba już lecieć przez ten otwarty, nierówny i porośnięty wysokimi trawami teren. Nie jest łatwo. Wreszcie wykończony dopadam lasu i drogi biegnącej skrajem. Z mapy wychodzi mi, że mam biec w prawo, do skrzyżowania. Biegnę. Przegania mnie jakiś szybkonogi biegacz. Dobiegam do skrzyżowania i mi nie pasuje. Ale nic skręcam w lewo. Po chwili coraz bardziej mi nie pasuje. Asfalt? Płyty betonowe? Gdzie ja jestem? Po chwili odkrywam, że wybiegłem z tych traw za bardzo na północ i powinienem biec w lewo zamiast w prawo. Ale już wiem gdzie jestem i znajduję PK 6.

Jakoś tak moje ostatnie starty mają sporo wspólnego z epickimi tragediami. Tu tragedia zaczyna się na PK 7. Niby nic trudnego: przy płocie, dziura w ziemi z wodą (lub szuwarami) i na jej początku lampion. Tyle że dziur jest wiele. A lampionu nie dostrzegam z mojej strony. Biegnę dalej, ale dziur już nie ma więcej. Wracam się więc i wreszcie znajduję lampion. Wrrr 

PK 8 w zabudowie – jakieś ogródki, taka slumsowa zabudowa. Psy szczekają, tubylcy wyciągają grabie i motyki by pogonić obcych. Szybko się wycofuję i dobiegam do PK z drugiej strony. 

Kolejne kilka punktów – na spokojnie. Tyle, że powoli, bo teren zakrzaczony. Znowu jakiś szybkobiegacz mnie bierze wrrr. 

Do PK 15 znowu przebijam się przez tę „łąkę” na środku mapy. Po raz drugi. Tym razem zgodnie z kierunkiem bruzd, więc idzie ciut sprawniej.
Do PK 16 znosi mnie w prawo. Gdy znajduję lampion, ustawiam kompas na PK 17 i… ruszam w przeciwną stronę. Oj, takie pomylenie południa z północą;-) Zawracam i staram się ominąć moją ukochaną łąkę. Niestety, do PK 18 ominąć się jej nie da…. 

Typowy PK (17) w dołku pełnym śmieci. Skoro zwałka to śmieci być muszą!
Na drodze z PK 18 do PK 19 widzę na mapie płot nie do przebycia. Postanawiam obiec naokoło jeziorka drogami. Tu wyprzedza mnie spacerowicz w seledynowym, co przedarł się przez płot… 

Ruszam z kopyta na PK 20. I co z tego, że z kopyta skoro przestaje mi się coś zgadzać teren? Dłuższą chwilę miotam się bezradny zanim docieram we właściwe miejsce. 

Zostaje już ostatni PK i meta. Drogami na szczęście. Co tu dużo mówić kolejna „porażka”, coś nie mam szczęścia do Alexa. 

W tle zwałka
No dobra, tu można zwalić wszystko na śmieci. Bo teren nieprzyjemny do biegania. Nierówny, pełen odpadów, kup gruzu, zdziczałych zarośli i normalnych śmieci upychanych po lesie. I tak dobrze, że mamy zimę, bo w lecie to byłaby już masakra przebijać się przez te krzaki… 


 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz