Kolejny trening u Alexa i tym razem jeszcze Piotra. Miejsce mało typowe – Marki. Niestety, zawody mistrzowskie w 2025 wyłączyły zbyt wiele terenów z biegania. Nie wiem czym się kierował team 360 wyłączając okolice, które i tak wszyscy dobrze znają i to po terminie, gdy inne zawody były tu zaplanowane. Jeszcze jakby to były jakieś „tajne” tereny, ale powiedzenie „Falenica orientacji” o czymś świadczy – tu biega się na pamięć!
Wracając do Marek – tern stanowczo nieciekawy. Dawna góra wysypiska, troszkę lasu i terenów otwartych, ale nierównych i porośniętym jakimiś wysokimi habaziami. Zapisanych cała masa osób – jak to przed świętami.
Start dość "mokry" |
Drugi PK przy jakimś płocie – jedyny sensowny dobieg – asfalt, bo cały teren po linii prostej pełny zielonych kresek i brązowych kropek. Do PK2 praktycznie biegnę przez PK3 więc muszę się cofnąć - znowu asfalt.
PK 4 za górą śmieci. Można tam po raz trzeci asfaltem lub przez górę. Ile można biegać tym asfaltem w tę i we w tę – dla odmiany wybieram drogę pod górę. Stromo i … wysokie porosty. Może nie jakieś straszne, ale biegać mało się daje. Góra daje mi w kość.
Do PK 5 staram się drogami, ale do PK 5 trzeba już lecieć przez ten otwarty, nierówny i porośnięty wysokimi trawami teren. Nie jest łatwo. Wreszcie wykończony dopadam lasu i drogi biegnącej skrajem. Z mapy wychodzi mi, że mam biec w prawo, do skrzyżowania. Biegnę. Przegania mnie jakiś szybkonogi biegacz. Dobiegam do skrzyżowania i mi nie pasuje. Ale nic skręcam w lewo. Po chwili coraz bardziej mi nie pasuje. Asfalt? Płyty betonowe? Gdzie ja jestem? Po chwili odkrywam, że wybiegłem z tych traw za bardzo na północ i powinienem biec w lewo zamiast w prawo. Ale już wiem gdzie jestem i znajduję PK 6.
Jakoś tak moje ostatnie starty mają sporo wspólnego z epickimi tragediami. Tu tragedia zaczyna się na PK 7. Niby nic trudnego: przy płocie, dziura w ziemi z wodą (lub szuwarami) i na jej początku lampion. Tyle że dziur jest wiele. A lampionu nie dostrzegam z mojej strony. Biegnę dalej, ale dziur już nie ma więcej. Wracam się więc i wreszcie znajduję lampion. Wrrr
PK 8 w zabudowie – jakieś ogródki, taka slumsowa zabudowa. Psy szczekają, tubylcy wyciągają grabie i motyki by pogonić obcych. Szybko się wycofuję i dobiegam do PK z drugiej strony.
Kolejne kilka punktów – na spokojnie. Tyle, że powoli, bo teren zakrzaczony. Znowu jakiś szybkobiegacz mnie bierze wrrr.
Do PK 15 znowu przebijam się przez tę „łąkę” na środku mapy. Po raz drugi. Tym razem zgodnie z kierunkiem bruzd, więc idzie ciut sprawniej.
Do PK 16 znosi mnie w prawo. Gdy znajduję lampion, ustawiam kompas na PK 17 i… ruszam w przeciwną stronę. Oj, takie pomylenie południa z północą;-) Zawracam i staram się ominąć moją ukochaną łąkę. Niestety, do PK 18 ominąć się jej nie da….
Typowy PK (17) w dołku pełnym śmieci. Skoro zwałka to śmieci być muszą! |
Ruszam z kopyta na PK 20. I co z tego, że z kopyta skoro przestaje mi się coś zgadzać teren? Dłuższą chwilę miotam się bezradny zanim docieram we właściwe miejsce.
Zostaje już ostatni PK i meta. Drogami na szczęście. Co tu dużo mówić kolejna „porażka”, coś nie mam szczęścia do Alexa.
W tle zwałka |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz