środa, 2 kwietnia 2025

Wyspa zatopiona czy jakoś tak;-)

Wyspa O-CUP dzień drugi. Tym razem dystans klasyczny, czyli trochę dłuższa trasa. Znów na start daaaaaleko. Razem z dojściówką to taki long wychodzi;-) 

Start pod lekką górkę. Wreszcie załapałem się na jakieś zdjęcie ze startu! 

Dobieg do lampionu START
Na pierwszy PK asekuracyjnie – zamiast przedzierać się przez górki i dolinki – drogą. Może ciut naokoło, ale za to wygodnie, akurat by się rozgrzać. 

PK 2 miał być tuż obok, zaraz za drogą i górką. Biegnę sobie, po lewej widzę jakieś obniżenie pasujące na zaznaczone na mapie mokradełko, jest górka i w obniżeniu powinien być lampion. Ale go nie ma. Pojawia się droga - jestem za daleko. Zdezorientowany cofam się i szukam. Wreszcie dostrzegam lampion dość daleko na wschód. Czyli można powiedzieć „po zawodach”. Szansa na dobre miejsce daje tylko bezbłędny bieg. Ci najlepsi biegają szybciej – szczególnie po trudnym terenie, nie mylą się i nie tracą czasu na punktach. Te kilka minut straty na PK 2 od razu zrzuca mnie gdzieś do tyłu w klasyfikacji. 

Na PK 3 biegnę za jakąś konkurencją. Tu bez pomyłki. 

Na PK 5 pierwszy z długich przebiegów. Nie tylko długich, ale dodatkowo z premią górską. W mojej kategorii nie było premii górskiej zapowiadanej w biuletynie, ale był podbieg pod skarpę, gdzie trzeba było pełznąć „na czworaka”. Do tego po terenie nie sprzyjającym pełzaniu w ogóle, przez jakieś zaorane przestrzenie;-) 

PK 5, 6 i 7 prawie nad samym morzem. Było słychać szum fal, choć biegłem dolinką i morza nie zobaczyłem. Zresztą trzeba było patrzeć pod nogi, by nie wywinąć fikołka, a nie podziwiać widoki. 

Z PK 8 na PK 9 długi przebieg, ponad kilometr w linii prostej. Nawet udało mi się kogoś przegonić! 

Przebieg na kolejny PK 10 wydawał się prosty. Udało się znaleźć drogę wrysowaną na mapę, dobiegłem do dziury oznaczonej niebieskimi kreskami i… dałem ciała. Zamiast trzymać się azymutu poleciałem w miejsce skąd wybiegała duża grupa ludzi. Nie skojarzyłem, że tu był PK na etapie 2 i zacząłem szukać lampionu nie tam gdzie trzeba. Do trzech minut straconych na PK 12 dodałem kolejne trzy minuty;-( 

Jeszcze ostatnie 2 PK i meta. W etapie drugim do ostatniego PK przebiegałem „na skróty” – tym razem postanowiłem inaczej – obiec górę drogą. Jak się okazuje obieganie wcale nie popłaca, a subiektywny pomiar czasu szwankuje, gdy porównuje się pełzanie pod górę z obieganiem jej drogą. O czterdzieści sekund szybciej wyszłoby „na skróty”, ale człowiek mądry po fakcie. 

Było zdecydowanie chłodniej, więc polarek na mecie się przydał
Liczyłem, że w etapie trzecim odrobię straty i awansuję – zwykle w zawodach wieloetapowych zyskuję w ostatnich etapach, gdy konkurencja słabnie fizycznie – niestety dwa głupie błędy i tylko powiększyłem swoją stratę do poprzednika. Ale cóż – teren inny, wymagający – warto tu przyjechać za rok – wtedy mądrzejszy o tegoroczne doświadczenia na pewno osiągnę lepszy wynik! 


 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz