poniedziałek, 19 października 2015

Oniryczny wieloryb.

Pomimo ciężkich przeżyć na "Czołóweczkach" oraz wyjątkowo wrednej pogody, na "Jesień idzie" chciało mi się ruszyć zadnicę. Głównie dlatego, że w nazwie nie było nic o bieganiu, a czas i miejsce akcji były przyjaźniejsze - blisko i w dzień. Jedynym mankamentem była odległość startu od mety, nieco kłopotliwa dla przyjeżdżających samochodami. Przezornie autko zostawiliśmy na mecie, a na start podjechaliśmy autobusem. Była to dobra decyzja, bo w odwrotnym kierunku chyba by nas wyrzucono z autobusu za sam wygląd.
Na starcie tradycyjnie stała już kolejka do biura, bo impreza służy studentom do zaliczania wuefu, więc poświęcają się i raz w roku idą na InO. Odczekawszy swoje w deszczu, który nie chciał odpuścić, wreszcie dorwaliśmy się do map. Oniryczny wieloryb  na trudnego nie wyglądał, raz, dwa  wytypowaliśmy położenie wycinków i stwierdziwszy, że daleka droga przed nami - ruszyliśmy.
Jak mówi definicja oniryzmu: "Zwykle dzieło ma wtedy charakter irracjonalny, absurdalny, sprzeczny z zasadami prawdopodobieństwa. Zacierają się związki przyczynowo-skutkowe i logiczne następstwa wydarzeń." Tak też było z otrzymaną mapą. PK 1 jeszcze może był mało oniryczny, ale już następne jak najbardziej.Wycinek mapy z PK 8 nie miał logicznych następstw w postaci lampionu i nikomu  z wieloosobowego tłumu nie udało się go znaleźć. Przy PK 6 także nie natrafiliśmy na związki przyczynowo (mapa)-skutkowe (lampion), co już wzbudziło nasze lekkie zaniepokojenie. Azymut do PK 4  był sprzeczny z zasadami prawdopodobieństwa, bo prowadził w gąszcz, w jakim żadnemu budowniczemu nie chciałoby się wieszać lampionu. Zresztą lampion stał przy drodze, na zupełnie innym azymucie. Kolejny punkt - PK 3 miał charakter irracjonalny i stał na niczym, bo o drodze zaznaczonej na mapie nawet najstarsi górale już nie pamiętają. Mimo to, niektórym udało się zaznaczyć właściwy lampion, a niektórym niewłaściwy - jak to w InO bywa. PK 5 spełniał wymogi absurdalności, bo na jednym drzewie wisiały dwa lampiony - każdy z innym kodem. Oba oczywiście dotyczyły tego samego wycinka.
Po wyczerpaniu definicji oniryzmu, reszta lampionów, siłą faktu, musiała zawisnąć już w lokalizacjach bardzo zbliżonych do tych określonych na mapie, co niestety zepsuło trochę zabawę, bo zrobiło się nudno. Rozrywkę postanowił zapewnić  więc T. i w drodze na PK 9 zorganizował wycieczkę krajoznawczą "Szlakiem Piasku Kopalnego". Grupa, która się w międzyczasie ukonstytuowała, miała niezapomnianą okazję obejrzeć każdy kilometr kwadratowy największej kuwety Warszawy. Kiedy już nasyciliśmy wzrok hałdami piasku, T. gładko wyprowadził nas na punkt od strony przeciwpołożnej spodziewanemu kierunkowi. Stamtąd już tylko prostą drogą na metę, na mecie punkt podsumowujący imprezę, ciepła herbata, tradycyjne bicie autora i szybki powrót do autka czekającego nieopodal.

Przez całą drogę deszcz nie odpuszczał, ale mimo wyglądu zmokłych kur, bawiliśmy się dobrze, co widać po naszych minach:-)



1 komentarz: