niedziela, 11 lutego 2018

WesolInO - runda 4

W sobotę znowu mieliśmy imprezę blisko domu. Pojechaliśmy pobiegać na WesolInO.
 Źle zaczęłam już od punktu pierwszego. Nie żeby był trudny, ale uległam sugestii. Nie wiem dlaczego założyłam, że parka biegnąca przede mną też leci na ten sam punkt co ja i bezmyślnie pobiegłam za nimi. Dobrze, że wyrobiłam sobie nawyk sprawdzania kodów i to uratowało mnie od wbicia punktu z męskiej trasy. Ta pomyłka zmobilizowała mnie do ogarnięcia się i na PK 2, 3 i 4 trafiłam jak po sznurku. PK 5 nie mogłam znaleźć - górka była, dołki były (nawet więcej niż na mapie), wykrot był, a lampionu ani śladu. Zupełnie jak na FalInO - nawet ten sam numer punktu. Od razu pomyślałam, że może tak jak tam, zapomnieli rozstawić, ale dla pewności pokrążyłam chwilę po okolicy. Do poszukiwań dołączyła jeszcze jedna zawodniczka, ale nic nie znalazłyśmy. Postanowiłam biec na szóstkę - jeśli trafię azymutem, to znaczy, że piątki nie było i nie ma dyskusji.

 Po zawodach okazało się, że piątka owszem była, ale źle postawiona i ci co szukali w szerszym zakresie - znaleźli ją. Ja tam uważam, że wcale nie miałam takiego obowiązku, bo punkt ma stać tam, gdzie jest zaznaczony na mapie. Ponieważ szóstka wyszła mi idealnie z azymutu, więc nie miałam żadnych wyrzutów sumienia, że nie znalazłam piątki i pobiegłam na kolejne punkty.
Siódemkę i ósemkę znalazłam bezproblemowo lecąc na azymut i nie zawracając sobie głowy drogami. Nie wykluczam, że przedzieranie się przez las trochę mnie spowolniło, ale ostatecznie nigdzie mi się przecież nie spieszyło - sobota była:-)
 Na dziewiątkę dla odmiany chciałam cywilizowanie po ścieżkach, to oczywiście pogubiłam się i musiałam kawałek wracać. A nawet nie tyle pogubiłam, co przegapiłam ścieżkę, w którą chciałam skręcić. Ale to był błąd łatwy do naprawienia.
Na dziesiątkę za Chiny Ludowe nie mogłam trafić. Jakiegoś totalnego zaćmienia doznałam i w pewnym momencie już kompletnie nie wiedziałam gdzie jestem. To znaczy tak z grubsza wiedziałam (aż tak źle nie było), ale z grubsza raczej nie pozwala trafić precyzyjnie na punkt. W efekcie ratowałam się inostradą, czyli ścieżką wydeptaną przez wcześniejszych biegaczy. Doprowadziła mnie ona na punkt, kod się zgadzał, ale nic poza tym - otoczenie totalnie inne niż być powinno i co zrobisz? Pomyślałam sobie, że to kolejny punkt źle rozstawiony i wbiłam. Okazało się, że przy stawianiu lampionów komuś dwa z nich zamieniły się wzajemnie miejscami i nawet na starcie była o tym informacja, w postaci kartki naklejonej na szybę samochodu. Kto dopytał o co chodzi - wiedział, kto nie dopytał - nie wiedział. No i jeszcze trzeba było o tym nie zapomnieć. 


 Z dziesiątki na jedenastkę pobiegłam jakoś dziwnie zakosami i zupełnie nie wiem dlaczego, bo było blisko i łatwo. Na dwunastkę chciałam lecieć na azymut, ale zamiast z jedenastki ustawiłam go z dziesiątki - totalne zaćmienie! Oczywiście to nie mogło się udać:-( Widziałam jak konkurencja biegnie w zupełnie innym kierunku i nawet to mnie nie zastanowiło. W końcu zorientowałam się, że coś jest nie halo i nawet doszłam do tego na której ścieżce jestem, ale w którym jej kawałku - nie miałam pojęcia. Na szczęście kawałek dalej zauważyłam Beatę, podbiegłam do niej i wydobyłam zeznania, gdzie jesteśmy. No, teraz to mogłam lecieć po dwunastkę.


Trzynastka była już banalna i nawet na metę udało mi się dotrzeć. A na mecie, o dziwo, nie zastałam Tomka. W końcu odpytałam organizatorów, czy aby taki jeszcze się błąka po lesie i okazało się, że wrócił, ale postanowił potruchtać trochę. Jako, że nie miałam zamiaru być gorsza, też ruszyłam na trasę, którą robią uczestnicy Wesołych Biegów Górskich, bo i tak od jakiegoś czasu chodziło mi to po głowie. Trasa zaczynała się od dłuuuugieeeego podbiegu, ale dałam radę i pokonałam go biegiem. Gdzieś za pierwszym zakrętem dogonił mnie Tomek, który po jednej pętelce biegu dowiedział się, że właśnie niedawno ruszyłam na trasę i tym sposobem załapał się na drugą pętelkę. Ponieważ był już zmęczony po pierwszej, mogliśmy biec w jednym tempie i nie odstawałam, a nawet było mi ciut łatwiej. Wszystkie mordercze podbiegi udało mi się przebyć nie przechodząc do marszu i na metę wpadłam dumna i blada.

 Po dobiegnięciu. Napis: START to tylko zmyłka:-)

 Po biegu obowiązkowe rozciąganie się, ale nie za długie, bo zaczęliśmy stygnąć:

Strasznie wysoki był ten szlaban i mało mi nogi nie urwało.

O ile z drugiego biegu jestem dumna, to o BnO wolałabym zapomnieć, bo słabiutko mi to wyszło. Ciekawa byłam czy dostanę NKL za tę piątkę i dziesiątkę, ale organizatorzy najwyraźniej wzięli odpowiedzialność za swoje błędy i sklasyfikowali mnie. No, chyba, że to jakieś przeoczenie. Ale w sumie czy to ma jakieś znaczenie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz