piątek, 2 lutego 2018

Żyrafy wychodzą z szafy.

No i znowu nie załapałam, że Street -O to bieg, a nie marsz:-( Kiedy Tomek zobaczył mnie gotową do wyjścia, uprzejmie się zdziwił moim strojem, a ja zdziwiłam się jego zdziwieniem. Poszliśmy więc na kompromis - kurtkę puchową zamieniłam na softshell, ale ciepłe gacie pod spodniami zostawiłam. W końcu pamiętałam, że poprzednim razem biegliśmy głównie wtedy, kiedy wiedzieliśmy gdzie biec, a resztę czasu spędziliśmy stojąc i patrząc w mapę.
Tym razem mapa wydała się jakby przyjaźniejsza, a może po prostu już wiedzieliśmy na czym polega zabawa. Postanowiliśmy zacząć od 2G i od razu wiedzieliśmy gdzie biec. Ruszyłam niczym rącza łania, tyle, że po chwili zasapałam się i zlałam potem. Ciepłe gacie jednak okazały się błędem. Dobrze, że przynajmniej rękawiczek nie ubrałam, tylko trzymałam je w kieszeni. Uff.
Najbardziej ze wszystkiego to podobały mi się pytania, na które trzeba było znaleźć odpowiedź na punkcie kontrolnym - na przykład: "Na czym stoi śmietnik?", czy "Po ile są pączki?" Tradycyjnie miałam problem z pytaniami "Ile schodów", bo zawsze mam dylemat jak liczyć platformy - jako stopień, czy nie? Ponieważ mamy z Tomkiem inne poglądy na tę jakże ważką kwestię, każde z nas podawało inny wynik, a na mecie tłumaczyłam Karolinie, jak ja rozumiem pojęcie schodów.
Najlepszy jednak był PK 9A. W opisie punktu widniało: "Budka ochroniarska. Wybierz (tu był podany numer). Powiedz: hasło, a otrzymasz odpowiedź. Wpisz ją." Tomek od razu skierował się do domofonu, wstukał kod, zażądał hasła i dowiedział się, że trzeba wpisać 12 słoni. Powiem Wam, że w życiu bym na to nie wpadła. To już prędzej usiłowałabym wydusić hasło od tych ochroniarzy. Ale to może dlatego, że nie miewam do czynienia z domofonami, a jeśli już to takimi bezpośrednio przy klatce schodowej, a nie hektar od budynku. Nooo, zrobił na mnie wrażenie ten pomysł z hasłem. Brawo Karolina!
Ponieważ biegacz ze mnie marny, a do tego te ciepłe  spowalniające gacie, więc i uzysk punktów mieliśmy taki sobie i w efekcie uplasowaliśmy się w połowie stawki. Ale rzutem na taśmę w pierwszej połowie:-) Na metę dowlokłam się ostatkiem sił i w ostatniej minucie. I gdyby mnie Tomek nie dopingował, to pewnie w ogóle zostałabym na ostatnich schodach przy Sobieskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz