wtorek, 23 października 2018

Szybki Mózg

Tak się już wyrobiłam orientacyjnie, że na Szybki Mózg byłam ubrana, zaopatrzona w czołówkę, kompas i czip i jeszcze dotarłam do bazy na czas, a nawet sporo przed czasem. Za to bolał mnie ząb. Normalnie - jak nie urok to sraczka. Czekałam z niecierpliwością na start, bo wiadomo - adrenalina (zwłaszcza przy starcie masowym) i od razu człowiek jest znieczulony.
Starty masowe lubię i boję się ich jednocześnie. Lubię, bo fajnie wygląda jak jednocześnie startuje kilkadziesiąt osób, jak rozbiegają się w różne strony w zależności od obranego wariantu i trasy, no i człowiek nie czuje się samotny i zagubiony. Nie lubię, bo można zostać stratowanym (jak we środę jakiś dzieciak przy starcie), bo można z rozpędu pobiec za kimś z innej trasy, bo przy stacjach bazowych jest kolejka i nerwy.
Znowu nie mogłam znaleźć na mapie znaczka startu, ale ponieważ i tak był tłok przy wybiegu, to zdążyłam się dowiedzieć od Tomka. Przez pierwsze kilka punktów to nawet za bardzo nie trzeba było nawigować - wystarczyło czuwać, żeby pobiec mniej więcej w kierunku punktu, a potem już tłum naprowadzał. Lecąc za tym tłumem narzuciłam sobie takie tempo, że przy ósemce już wymiękłam i musiałam zwolnić. Tłum nieco mnie odsadził i musiałam już konkretniej zająć się nawigacją, ale po mieście to pestka. To znaczy była pestka aż do PK 13. Tak się rozpędziłam z dwunastki, że poooleciaałaam... dwa bloki za daleko. Rozejrzałam się za placem zabaw zaznaczonym na mapie, a nie znalazłszy go zgłupiałam totalnie. Zanim ogarnęłam, że jestem za daleko i zanim wróciłam na właściwe miejsce minęły aż cztery minuty. Potem jeszcze głupio poleciałam z piętnastki na szesnastkę i z szesnastki na siedemnastkę, bo po ciemku nie mogłam się dopatrzyć czy są tam płoty z furtkami, czy bez furtek. Potem poszło już gładko, ale powoli, bo jakoś opadłam z sił i motywacji. Tak więc wynik nie powala na kolana, ale u mnie to w sumie norma, więc żadne zdziwienie.
W zasadzie to zawsze mam marne wyniki i nie wiem jakim cudem w klasyfikacji generalnej załapałam się na trzecie miejsce w swojej kategorii, wiec po biegu zostaliśmy na rozdanie dyplomów. Oprócz dyplomu dostałam też paczkę żywnościową, z której najbardziej wzruszyło mnie pół kilo grochu łuskanego. Ja nie wiem czy środki dopingujące (odrzut) powinni tak oficjalnie wręczać przy okazji zawodów, no nie wiem... W każdym razie już planuję na Warszawę Nocą nagotować grochówki i wygrać!

Trochę nieostro wyszło - jak ktoś nie poznaje, to jestem trzecia z lewej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz