Zaczęliśmy od zachodniej strony mapy i już po chwili znaleźliśmy się nad jeziorkiem, a tam setki plażowiczów wylegujących się na trawie. Aż mi się smutno zrobiło, że oni sobie tak leżą i nic nie muszą, a ja jak głupia latam po krzakach w poszukiwaniu karteczek na drzewach. Jak idiotka normalnie. Ale cóż, taki już los inoka...
Na trasie.
Oprócz dopasowania śnieżynek, musieliśmy także umiejscowić foto-panoramki i to w sumie była najfajniejsza zabawa. Tak się nam spodobała, że zebraliśmy o dwa punkty zdjęciowe za dużo i zostały one potraktowane jako punkty mylne. Buuuu... Znowu nie doczytaliśmy opisu mapy dokładnie, bo było jawnie napisane, że z panoram trzeba wziąć dokładnie 7 punktów, a nie 9. Oprócz nas jeszcze Tomek G. nabrał się na ten numer - widocznie Tomki tak mają:-)
Meta! Meta!
Tak w ogóle to nie przypuszczałam, że za Biblioteką Narodową to ciągnie się jeszcze taki kawał pól, lasów i stadionów.
I znowu poznałam jakiś kawałeczek Warszawy:-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz