piątek, 28 czerwca 2019

10xSolo

Tak sobie przeplatamy biegi marszami, więc 10xSolo akurat nam bardzo przypasowało i terminem i formułą. I miejscem, bo po naszej stronie Wisły, w sumie niedaleko, bo na Marysinie. Zastanawialiśmy się gdzie my tam będziemy chodzić, bo przecież nie po rezerwacie, ale okazało się, że jest też kawał "cywilnego" lasu.

Zapisy - Tomek udaje, że płaci:-)

Mapa w pierwszej chwili niespecjalnie mi się spodobała, bo prawie cała była lidarowa, ale okazało się, że to tylko taki straszak, bo w sumie była łatwa do odczytania.
Bez problemu zebraliśmy PK 1 i 2 i bylibyśmy poszli dalej bez dwunastki, bo tak zasugerowaliśmy się opisem na mapie - "fragmenty mapy mogą być obrócone lub (i) zlustrowane", że w ogóle nie braliśmy pod uwagę, że nie są na swoich miejscach. Dopiero specyficzny układ dołków na mapie głównej i wycinku oraz sugestie spotkanego Kazika uzmysłowiły nam, że wycinki to jednak trzeba dopasować, a nie tylko obracać czy lustrować.
PK o nazwie AK był punktem specjalnym i w ogóle nie był liczony do ogólnej puli, ale oczywiście nikt nam o tym nie powiedział i myśleliśmy, że trzeba go normalnie zaliczyć, jak inne. Jako jedni z nielicznych polecieliśmy więc na cmentarz, jak się okazało na grób zmarłego dwa lata temu Andrzeja Kędziorka. No i w sumie to był najlepszy punkt na całej trasie, bo inaczej pewnie nigdy byśmy tam nie trafili.

Pokazaliśmy Andrzejowi mapę i naszą kartę startową.

Trójka i czwórka weszły bezproblemowo, a kolejny punkt - B, w pobliżu oczka wodnego był przeuroczy. I mokry, co przy panującym upale miało znaczący walor. W sumie to najchętniej zostałabym tam na trawce na brzegu, co jakiś czas tylko schładzając się wodą. Ale gdzie tam - Tomek pozwolił jedynie na krótką przerwę na cyknięcie selfika i zmoczenie czapeczki.

Szybka fota ...

... i rytualne moczenie czapeczki.

Punkty 7, 8, 9 i 5 nie były trudne i już cieszyliśmy się, że jeszcze weźmiemy tylko dziesiątkę i pędzimy na metę. Szóstkę planowaliśmy odpuścić, bo jeden punkt był nadmiarowy. Nieźle byśmy się wpakowali. PK 10 leżał na terenie rezerwatu, a na mapie jak wół było napisane, że wchodzenie na  teren rezerwatu będzie karane 90 punktami. Na szczęście znowu spotkaliśmy Kazia, który właśnie zorientował się, że nie może wziąć dziesiątki i wracał po któryś odpuszczony wcześniej punkt i nie omieszkał podzielić się z nami tą informacją. Najwyraźniej Kazio przynosił nam tego dnia szczęście:-) My nie musieliśmy nigdzie wracać, bo szóstka, którą mieliśmy w zapasie leżała niedaleko dziesiątki i była prawie po drodze. Wydawało się, że raz dwa ją weźmiemy i koniec. Tymczasem na mapie były zaznaczone trzy dołki, a w terenie było ich ze trzydzieści. Do tego w żadnym nie było lampionu, nawet jednego. Po chwili zebrało się już kilka  osób i rozpoczęliśmy ogólnopolskie czesanie lasu. Ostatecznie znaleźliśmy jakiś lampion, ale w całkiem innym miejscu i nawet już nie dociekaliśmy - dobry, czy nie - grunt, że w ogóle był. O dziwo, lampion okazał się być tym właściwym, ale czesanie lasu zajęło nam dużo czasu i na metę już musieliśmy biec. No i nie dobiegliśmy - zabrakło nam czterech minut i w ten sposób zajęliśmy ostatnie miejsce, chlip, chlip.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz