Kusaki, jak mówi Wikipedia, to coś co znamy pod nazwą Ostatki. Owa Wikipedia opisuje różne ciekawe zwyczaje, ot choćby dni po misynciach, kiedy pije się wódkę, by przepłukać zęby z resztek jedzenia… Ciekawe kiedy tego doczekamy się na naszych Kusakach. Na razie doczekaliśmy się deszczu. No dobra, wodą także daje się przepłukać uzębienie, ale deszczem to wcale tak łatwo nie idzie!
|
My startujemy, a inni chyba już wracają z trasy |
Dostaliśmy mapy produkcji Barbary. Mapa dziwnym trafem przypominała
chrumkającego Hipsosmoczka – jakiś tam schemacik i masę wycinków do dopasowania. Pewno byłoby to fajne gdyby nie opady. My na start dotarliśmy jako jedni z ostatnich – możliwe, że Ci co wcześniej wyruszyli, więcej chodzili na sucho. Poszliśmy najpierw w prawo. Problem zaczął się przy dopasowaniu pierwszego wycinka. Nic nie pasowało! W okolicy kręcili się inni i wyraźnie było widać, że także nie mają pomysłu co z tym zrobić. Nagle z ciemności wynurzył się Mariusz S., który będąc na TP miał inną – pełniejsza mapę i niepytany zaczął nam wskazywać, że „tam jest punkt” dźgając palcem w swoją mapę. Przyjrzeliśmy się swoim wydrukom i doszliśmy, że do kolejnej gwiazdki daje się dopasować to, co Mariusz pokazywał. Poszliśmy więc dalej. I zaczęło coś pasować. Innym widać także, bo do lampionu utworzyła się kolejka jak za dawnych lat;-)
|
Kolejka społeczna do lampionu |
Po chwili udało się dopasować gwiazdkę, którą pominęliśmy! Dobra nasza, choć tempo dopasowywania wskazywało, że na trasie spędzimy czas do zamknięcia mety- warto by się nie spóźnić, bo organizator da dyla i zbierze nam lampiony.
Deszcz pada coraz bardziej. Mapa zaczyna rozmiękać. Miałem zachomikowaną jedną koszulkę strunową, ale tylko jedną – poszła dla Renaty – jakby moja mapa się rozpuściła…
|
Mapa rozpuszczona;-) |
Idziemy na kolejne gwiazdki. Chwilami jakby łatwiej dopasować. Kolejny długi przebieg na PK B – kopiec znany z jakiś poprzednich zawodów w tych okolicach. Kopiec zdobywamy w stylu alpejskim bez obozów pośrednich.
|
PK B zdobyty stylu alpejskim |
Na mapie już ciężko odznaczyć co zaliczyliśmy, bo zaczyna płynąć. Kolejna gwiazdka. Po dłuższym zastanowieniu pasuje wycinek z PK V. Tyle, że wycinek jest „mało czytelny”, a w miejscu gdzie powinien być lampion, lampionu brak. Krążymy i krążymy, aż wreszcie zdegustowani idziemy dalej w kierunku Balatonu. Mając jako element orientacyjny Kanał Gocławski, idziemy dalej w kierunku zachodnim. Znowu mamy problemy z dopasowaniem, pomijamy gwiazdkę, ale ze 200 m dalej olśnienie – przeszliśmy PK W! Wracam – z lampionu została tylko koszulka i kredka. Nie ma to jak wpisać BPK właściwa kredką;-) Przy zakręcie kanałku dopasowaliśmy kolejny wycinek, ale szukanie drugiego PK z wycinka coś się nie udaje. Czas się kończy i do zamknięcia mety także już coraz bliżej. Do najdalszej gwiazdki nie dojdziemy – za daleko, ale i tak wycinków jest nadmiar. Dochodzimy do budynku mojej starej pracki przy ul. Umińskiego i zaczynamy odwrót. Wracamy po północnej stronie kanałku. Łatwo dopasowujemy kolejną gwiazdkę. Tuż obok powinna być kolejna, ale jakoś marnie idzie dopasowanie. Odpuszczamy i idziemy do kanału i nagle eureka –mamy ten brakujący wycinek. Brakuje nam czasu, a Renata odmawia przyspieszenia, tylko rozgląda się za jakąś niebieską budką. Puszczam Renatę samotnie na metę, a sam lecę jeszcze zaliczyć PK z mapy topo. Miałem w planie zaliczyć jeszcze dwa brakujące PK, ale ryzykując, że na mecie nie znajdę już nikogo, nie szukam ich (a nie rzucają się w oczy). Biegiem docieram na ostatnią chwilę (oj tam, pewnie organizator poczekał by jeszcze z 10 minut, ale…). Zmoknięci i zniesmaczenie padającym deszczem żegnamy się i lecimy do suchego i ciepłego autka.
|
Kusak ma oko na szyi i kurzą łapkę z przodu |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz