poniedziałek, 8 marca 2021

WesolInO na rolkostradzie.

Kurde, Igor chyba na serio planuje finał WesolInO w moim ogródku, bo w sobotę znowu znacząco przybliżył się do mojego domu. No, ale przynajmniej miałam blisko. Tym razem pojechałyśmy tylko z Agatą, bo Tomek pojechał upodlić się na Prymulkę. Ja uznałam, że 50 km to jednak za dużo po tej pandemicznej przerwie i wybrałam dystans dziesięć razy krótszy. Start zawodów był przewidziany w bardzo fajnym miejscu - na rolkostradzie.

 Dotarłyśmy do biura zawodów.

Jeszcze włączyć zegarek i można startować.
 
Na jedynkę przedzierałyśmy się razem z Agatą, bo miałyśmy wspólny punkt. Lekko ośnieżone i przymrożone gałązki roślin tworzyły iście bajkowy krajobraz. Nic więc dziwnego, że przy punkcie czaił się w krzakach fotograf i uwieczniał kolejnych zawodników w tej pięknej scenerii.

 
Silne Studio - dzięki za piękną fotkę!
 
Z Agatą ponownie spotkałam się na moim PK 3, a jej PK 2. Jakoś specjalnie to się nie spieszyła, ale w sumie - po co?
Teren zawodów był znany, bo kilka razy odbywały się tu imprezy, więc czułam się bezpiecznie i nawet niektóre okolice poznawałam. Trasa była łatwa, więc praktycznie biegłam/szłam z punktu na punkt po kresce, a nawet jeśli mnie nieco zniosło z kursu, to na bieżąco korygowałam. Jednym słowem - nuuuda. Nuda w relacji oczywiście, bo na trasie na nudę czasu nie było. Gdybym się zdekoncentrowała, to przecież nie poszłoby mi tak dobrze. O ile z nawigacją szło dobrze, to już z tempem gorzej. Coraz bardziej nie idzie mi bieganie - albo to skutki pandemicznego siedzenia w domu, albo metryka szczerzy do mnie kły. Pewnie jedno i drugie. 
No, ale oczywiście nie byłabym sobą gdybym jakiegoś błędu nie popełniła i ostatniego, szesnastego punktu zaczęłam szukać o jedną ścieżkę za wcześnie. Szybko się zorientowałam w czym rzecz, więc dużej straty czasowej mimo wszystko nie miałam. Usiłowałam to nadrobić biegnąc do mety. Dobieg wyasfaltowaną rolkostradą pozwalał rozwijać dowolną szybkość, więc pędziłam jakieś 7 min/km. W porywach:-) Na mecie nie było jeszcze Agaty, bo coś się jej ścieżki źle policzyły przy jednym z końcowych punktów i trochę nią zakręciło. Już szykowałam się żeby iść ją szukać, ale pojawiła się na horyzoncie. 
Na Dystans Stołeczny, który miał się odbyć kolo południa, już nie pojechałyśmy. Co za dużo to niezdrowo:-) Poza tym i tak nie umiałam dojechać, o!

Lekko, łatwo i przyjemnie.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz