piątek, 31 grudnia 2021
Gambit, czyli nie myśl brzuchem tylko głową!
czwartek, 30 grudnia 2021
Na przystanek 3!
Renata znowu znalazła wymówkę przed bieganiem. A bo to okna, ciasta, pierogi, barszczyk… Każda wymówka dobra!
Lampion startowy |
Na starcie raczej kameralnie. Niewiele aut, żadnego tłumu… Pewno dlatego, że w sobotę zaanonsowały się trzy „konkurencyjne” imprezy i nie dało się wszystkich obskoczyć. Trasa C – prawie 7 km. Do pierwszego punktu – krzale, leżące gałęzie po niedawnej wycince – słowem niefajnie;-( Jedyny plus, że teren podmokły okazał się raczej suchy. Do PK 2 nawet znalazłem kawałek drogi. Niestety, nie biegła w idealnie dobrym kierunku i musiałem z niej zrezygnować gdzieś tak w połowie odległości do lampionu.
Do PK3 daleeeeko. Tu już nie pchałem się przez to pobojowisko ściętych gałęzi i ile się da drogami. PK 4 i PK 5 po kresce, przez krzaki, bo niedaleko, zresztą trochę się przejaśniło w poszyciu lasu. Do PK 6 pioruńsko daleko. Ponad kilometr. Najpierw „wpław” przez wyschnięte mokradło, potem drogami, których nie ma na mapie. W pewnym miejscu „zakręciłem się”: w terenie drogi jak byk, na mapie niespecjalnie coś tu powinno być. W efekcie trafiłem na lampion z PK 12. Gdyby go tam nie było, pewno dłużej lokalizowałbym miejsce swojego pobytu.
PK 7 przebiegłem. Ot, taki „dupny” kopczyk w terenie, na mapie oznaczony był mizerną kropką, a taki na mapie oznaczony dwoma poziomnicami w terenie prezentował się mizernie. Dlatego szukałem lampionu znacznie dalej. Pamiętam, że już kiedyś w tej okolicy także miałem trudności z namierzeniem się na punkt - widać mapa musi być tu dość „specyficzna”. Oczywiście ósemki, która była niedaleko, także dłuższą chwilę poszukałem;-(
Przy PK 9 pojawił się jakiś taki dwuosobowy tłum z krótszych tras, przemieszczający się w przeciwną stronę niż ja.
Na dziesiątkę udało się sprawnie trafić – bądź co bądź to punkt podwójny i byłem na nim wcześniej. I zaczynamy zabawę z „rodzynkiem” czyli PK 11. Samotny dołek na zielonym. Może nieduży obszar do przeczesania, ale zielone na mapie sugeruje słabą widoczność. I tak jest w praktyce. O dziwo, nie było aż tak źle – owszem, najpierw znalazłem „ten drugi” samotny dołek, ale wtedy już wiedziałem gdzie szukać tego właściwego, z lampionem.
PK 12 – już wcześniej odwiedziłem, więc „bułka z masłem”. PK 13 i znowu powrót na dołek znany z PK 11 – tym razem „bezbłędnie”. PK 15 ciężko przeoczyć, bo u podnóża nasypu wysokiego na kilka pięter. Może przeoczyć niełatwo, ale znowu nie wszedłem na punkt „czysto”. Niby te 20-30 metrów różnicy, ale człowiek musi zwolnić, rozejrzeć się, a nieraz nawet zatrzymać i zerknąć w mapę. Zawsze to dobre kilkanaście sekund straty…
Przedostatni PK 17 miał być na końcu mokradła. Biegnę drogą, przecinam mokradło i za mokradłem w lewo (najlepiej ścieżką zaznaczoną na mapie) prosto na punkt. Tak mówi mapa. Więc się rozpędzam, przebiegam przez obniżenie z mokradłem, droga w lewo to skręcam. Przebiegam te 100m i na wszelki wypadek zbiegam na brzeg obniżenia, gdzie ma być lampion. Tyle, że lampionu nie ma. I to mokre obniżenie wcale się nie kończy jak powinno! Może jestem za blisko? Biegnę dalej obserwując mokradło. Nie – jestem stanowczo za daleko, mokradło znowu się pogłębia- tak być nie miało! Zatrzymuję się i studiuję mapę. Chwila… to mokradło się rozdziela na mapie przed drogą którą je przecinałem i powinienem przebiec dwa mokradła i dopiero skręcić w lewo! Ok, wiem gdzie jestem ale strata czasowa znacząca;-( Znajduję po chwili właściwe miejsce i lampion.
Jeszcze ostatni PK 18 ukryty w rowie i dobieg na metę. Dodam, że meta „trudnozajdowalna”- takie miejsce łatwe do przeoczenia – bez spektakularnego miejsca na finisz (byli tacy, co nie odbili mety, jak widać w wynikach). I w dodatku daleko od punktu sczytywania chipów. Truchtam do sczytania naokoło – tak, by dobić do 10 km – zawsze to ładniejszy dystans widoczny na Stravie;-)
Coś ostatnio się rozkalibrowałem – takie głupie wpadki jak z PK 18 czy PK 7 i to nagminne nietrafianie w lampion i straty czasu na jego poszukiwanie.
środa, 22 grudnia 2021
Zamiast tortu
„Tradycyjnie” zamiast spędzać kolejny jubileusz za stołem pochłaniając ciasta i wysokooprocentowane trunki, poszedłem w las. Nie dość, że poszedłem, to jeszcze zorganizowałem. UrodzInO. Ot, taka „nowa świecka tradycja”.
Zaczynają mi się kończyć lokalizacje na UrodzInO. Jako że 17 grudnia zwykle nie wypada w dzień wolny od pracy – musi być miejsce z dobrą komunikacją i blisko mojego domu. A to rzeczy ciężkie do pogodzenia. Rembertów, Kawęczyn, Marysin już wyeksploatowałem. Metodą eliminacji padło na Ząbki. Taki niewielki kawałek, gdzie nigdy nic nie robiłem. Niby niewielki kawałek terenu, ale czy na UrodzInO trzeba go dużo?
Odświeżyłem mapę, którą kiedyś rysowałem i poszedłem w las. W terenie co chwila dołek. Pomyślałem i zrobiłem wersję pierwszą mapy. Taką na czasie. Coś tam o Omikronie i reszcie wirusów. 34 PK. Dałem ją Renacie do przetestowania…. Nie wyszłaby w ogóle do lasu. Słowem - za trudna.
Musiałem ją znacznie uprościć. Wiadomo, w nocy wszystkie dołki są takie same, ale założyłem, że lampion co 20 m w ciemnym lesie sprawi wiele uciechy uczestnikom i coś tam zawsze znajdą;-)
W TEN dzień najpierw tyrałem przy robieniu nietypowych lampionów (nietypowy jest wtedy, gdy lampion jest mniejszy od kredki do niego przyczepionej;-), a około godziny 14-tej poszedłem je wieszać w lesie. Myślałem, że pójdzie szybciej, ale zeszło mi prawie 2 godziny! Tyle czasu (a nawet mniej) będą mieli uczestnicy, by odszukać lampiony w lesie po nocy! Na szczęście nie muszą odszukiwać wszystkich, w szczególności tych stowarzyszonych…
Nadeszła ciemna noc, zza chmur jak zwykle świecił księżyc, więc nastał czas wyruszenia na start. Niby podjechaliśmy wcześniej, ale już po drodze widzieliśmy uczestników kończących dojściówkę. Jeden stał już przy szlabanie, drugi chował się w krzakach….
Rozłożyliśmy stolik, włączyliśmy zegar i się rozpoczęło. W ruch poszła wymiana życzenia/żelki za mapę;-) Niektórzy wykazali się inwencją. Zamiast żelek znalazł się dżemik, ogórki, a nawet nalewka…
Ciekawe co Paweł wyciągnie z plecaka... |
Jak widać nie tylko żelki były w ruchu |
Jak nic jakiś granat? |
I do kompletu tajemniczy pakunek |
W zamian uczestnicy dostali po dwie kartki. Zalaminowane, by było trudno na nich pisać. Niby zadanie proste – latarka, nałożyć jedno na drugie, podświetlić – ze szwajcarek robi się prawie pełna mapa i w las. Jakoś nie wszyscy wpadli na ten oczywisty pomysł. Stali długo zastanawiając się nad mapą. No dobra, matematyka użyta do wyznaczania ilości punktów, do potwierdzenia, czy limitów czasów niektórych wyraźnie zaskoczyła. Liczyli i liczyli i wychodziły im dziwne wartości….
fot. Andrzej Krochmal |
fot. Andrzej Krochmal |
fot. Andrzej Krochmal |
Mapy należało sobie "wylosować" |
Wreszcie wszyscy zniknęli w lesie. Od czasu do czasu coś błysnęło w krzakach, ale wyraźnie wszyscy skupili się na eksploracji tych dalszych terenów lasu. Z relacji wiem, że jeden zespół postanowił przepłynąć jedyne „bagienko” w okolicy. Od innych uczestników słyszałem, że grupowe poszukiwanie punktu przy zabudowaniach ul. Wrzosowej zaniepokoiło mieszkańców, którzy przyszli pomóc w poszukiwaniach;-). Właściwie to żałuję, że sam nie startowałem – miotanie się po tak małym terenie, wśród takiej ilości dołków musiało być fajne;-)
fot Andrzej Krochmal |
Wreszcie co niektórzy zaczęli wracać. Dorobek punktowy różny. Jedni znaleźli wszystko (no, stowarzysze bywały), inni brali tylko jedną szwajcarkę. Decydująca rolę grał czas. Tak to jest przy krótkich etapach - czas jest decydujący.
O dziwo, wszyscy wrócili przed zamknięciem mety! Zostało zebrać co się da z lasu i pojechać do domu liczyć wyniki. Za rok jak nic sam pójdę na swoją trasę, a co!
wtorek, 21 grudnia 2021
Leśny Mózg
środa, 15 grudnia 2021
W Nieporęcie dała ciała
wtorek, 14 grudnia 2021
Idą górnicy!
Grudzień miesiącem imprez okolicznościowych: Barbarina z okazji święta górników, coś na mikołajki, UrodzInO, wigilijne Choino i na deser Gambit wielkanocny zamieniony na Bożonarodzeniowy. Urodzaj a nawet nadurodzaj. Nie zostaje więc nic innego niż założyć czołówkę (nową, z Biedronki, za 30 zł, co ma ponoć 1300 lumenów) i iść z górnikami świętować imieniny Pani Prezes.
Zimno, ciemno, Renata wymiękła (czytaj: miała ważniejsze sprawy) więc i straszno samemu w tej ciemności…
Pierwsza sztuka - znaleźć start. Nawigacja powiedziała mi „jesteś na miejscu”, a żadnego startu nie widać. Gdzieś w oddali pojedyncze osobniki przemykające z czołówkami co najwyżej. Dopiero gdy okrążyłem lokalne odkształcenie terenu o charakterze wypukłym, zauważyłem opisywaną w regulaminie siłownię plenerową i kameralny tłumek startujących.
Dostałem mapę i poszedłem. Najpierw lampiony przy starcie. W ruch poszedł lidar i jedno z oczywistych zdjęć. Co podchodziłem do lampionu, to wyprzedzał mnie Marcin K i odbierał radość samodzielnego wyboru właściwego lampioniku.
Okolice startu przeczesane. Co dalej? Jakoś tak pasowało mi pójście na wschód – niby mniej PK, ale na obrazkach widać było jakąś wodę – więc pewno tu. Po PK E odkryłem PK 55 na końcu pomostu wchodzącego do jeziorka. Potem PK D i PK 66 przy tamie i elektrowni. I co dalej? Punkty z mapy głównej oczywiste, ale gdzie np. znaleźć taki PK 82? Obszedłem jeziorka od północy wypatrując czegoś znajomego na zdjęciach. Nic podobnego nie spotkałem. Za to był problem z PK B. Miejsce oczywiste, ale znalezienie malutkiego lampionika… Czesał Damian, Czesał Maciek, czesałem ja… wreszcie gdy już chcieliśmy porzucić poszukiwania na lampion trafił Damian! Brawa mu za to!
Doszedłem do końca mapy licząc, że będzie tu PK 52… niestety nie było. Zawróciłem po południowej stronie jeziorek. Zastanawiałem się, czy wieża z PK 82 to nie jest czasem taka wieża na placu zabaw przy PK A, ale nie pasowało mi jeziorko, którego nie było na bądź co bądź dokładnej mapie do BnO. Choć teraz wiem, że to byłą TA wieża, a szkoda bo bym nie spóźnił się na metę… Ale nie uprzedzajmy faktów. Znalazłem PK 52 (tego co szukałem pierwotnie za KEN-em) przy ul Puławskiej, potem skojarzyłem PK 33, koło którego przechodziłem na początku. Metodą dedukcji doszedłem, że zdjęcie z PK 91 i 82 wskazuje na drugą stronę jeziora niż jestem. Ale tak daleko chodził nie będę, przeliczyłem pozostałe PK i poszedłem na zachodnią stronę mapy. Tu zatrzymały mnie na kilka minut światła na Al. Lotników. Okazało się, że przechodziłem przez ulicę niepotrzebnie, bo lata które należało odczytać były wielkości domu. Musiałem odchodzić od ściany prawie na środek ulicy. I tu przydało się te 1300 lumenów;-). Zostało jeszcze do uzbierania kilka punktów do kompletu 50 pp. Okrąg z PK 23 z orto wydawał się, że jest na drzewie. Teraz ze szkłem powiększającym widzę, że wskazywał na róg budynku. Co się tam oszukałem lampioniku…
W efekcie spóźniłem się 3 minuty. Jak pech to pech. Ale grunt, że można było się przewietrzyć;-)