Jestem licencjonowanym zawodnikiem BnO. Tak na poważnie. Dzięki temu mogę startować w zawodach rangi mistrzowskiej i konkurować z innymi „Panami z brzuszkami” - także zawodnikami. No może trochę przesadzam - jest w mojej kategorii wiekowej (weterańskiej) kilku panów bez zbędnych kilogramów i biegających od małego na nieosiągalnym dla śmiertelników poziomie.
PZOS prowadzi ranking. Według niego na prawie każdych zawodach, gdzie są kategorie wiekowe zdobywa się punkty rankingowe (liczy się średnia z 8 najlepszych startów). Dla zwycięzcy jest do zdobycia od 700 punktów na zawodach lokalnych do 1300 punktów na zawodach ragi Mistrzostw Polski. Oczywiście kolejne miejsca są także punktowane proporcjonalnie do straty (czasu) do zwycięzcy.
W tym roku mój dorobek punktowy jest śmiesznie niski, bo najpierw niewiele startowałem z powodu kontuzji, potem miałem NKL lub zbyt dużą stratę do zwycięzcy by dostać jakiekolwiek punkty na MP. A jak już zaczęło mi już coś wychodzić to…. Organizator nie przesłał wyników do PZOSu… Niby regulamin mówi, że organizator ma na to 3 dni ale wystarczy zerknąć na tabelę wyników, że naprawdę nieliczni organizatorzy nie mają w głębokim poważaniu wszelakich regulaminów.
|
Skuteczność przesyłania wyników do PZOS jak widać jest niewielka
|
Ostatnią imprezą mistrzowską w tym sezonie gdzie mogłem coś ugrać były Mistrzostwa Polski i Mistrzostwa Polski Weteranów w długodystansowm BnO w Tenczynku pod Krakowem. Impreza dość tajna, bo organizator skąpił wszelakich dokładniejszych informacji co i jak.
Tu mała dygresja regulaminowa – w tym roku imprezy wysokiej rangi miały sporo wpadek regulaminowych. Na zawodach lokalnych – wiadomo czasem lampion ginie lub zmienia miejsce położenia w czasie zawodów, albo po prostu organizator postawi go niedokładnie. Jednak na imprezach wyższej rangi przepisy narzucają szereg rozwiązań typu kontroler, ubezpieczenie punktów itp., więc takie sytuacje nie powinny się zdarzać. W tym roku jednak organizatorowi „zapomniało się” postawić stację na mecie, albo pomylić opisy PK na nocnym sprincie przy randze mistrzowskiej zawodów. Internet rozgrzewał się do czerwoności od dyskusji regulaminowych. Ale regulaminy… właściwe nie przewidują takich zdarzeń. W efekcie bieg jest unieważniany, choć środki techniczne w wielu przypadkach pozwalały by jakoś wybrnąć z takich sytuacji. Oczywiście gdyby dopuszczał to regulamin. Tym bardziej, że na typowych zawodach „elita” (czyli Ci co biegają wyczynowo, walczą o klasy sportowe czy stypendia) to bardzo niewielki odsetek zawodników. Większość to weterani lub młodzież. BnO to nie tylko sport ale sposób na życie. Stratują całe rodziny, i przy anulowanym biegu z winy organizatora zostaje duży niesmak dla tych co dali z siebie wszystko, "biegając" po górach nieraz o lasce, a tu bieg unieważniony....
Wracając do dyskusji regulaminowych- zauważywszy bardzo skąpe informacje na temat MP w ultralongu zacząłem dokładniej czytać regulaminy. Pomijam fakt, że strona organizatora nie działa na mojej ulubionej przeglądarce internetowej (wstyd organizatorze!), znalazłem przepisy co do biuletynów – mają być to biuletyny, a nie komunikaty techniczne i jest dobrze opisane co w nich powinno się znaleźć. Są to np. istotne informacje dla osób jadących kilkaset kilometrów na zawody, choćby na temat zaplecza sanitarnego.
|
Biuletyn nr 2 - a nie komunikat techniczny. Dokładnie wypunktowane co w
nim musi być. Wystarczy odhaczać na checkliście poszczególne pozycje, a
nie pisać go na kolanie. |
Po opublikowaniu parametrów tras pewne zdziwienie – ilość PK. Ultralong to powinny być długie przebiegi, a nie duża ilość punktów – tu 30PK w mojej kategorii, i dobrze ponad 40 u elity wydawało się zaskakująco dużą liczbą!
Nadszedł dzień zawodów. W niedzielę wstałem niebosko rano i pojechałem pod Kraków. Dotarłem dość wcześnie i na bezpłatnym parkingu (za to plus dla organizatorów) było jeszcze sporo miejsca. Niestety Ci co przyjechali później byli w znacznie gorszej sytuacji i zaczęły się problemy z parkowaniem.
Poszedłem do biura zawodów odebrać numer startowy. I tu pierwszy problem – nie ma mojego numeru startowego. Na liście dołączonej do koperty jestem, ale w kopercie numeru brak. Pierwsza myśl: zemsta organizatora, że w internecie wytknąłem organizatorowi niekompletność biuletynów… Nie to pewnie zwykła pomyłka, przy takiej ilości uczestników łatwo o jakieś pomyłki. Doczekałem się numerku z odręcznie wpisanym numerem startowym.
|
Prawie jak oryginalny;-)
|
Pod Krakowem piękna jesień. Żółte liście na drzewach, pełne słońce, temperatura powoli wzrasta. Rozgrzewamy się biegając wokół malowniczego stawu.
Zbliża się godzina 11:00 czas startu pierwszej grupy zawodników, a tu przez megafon mówią ze start opóźniony, bo nie ma potwierdzenia rozstawienia w lesie wszystkich punktów. Nic poczekamy te 10 minut – lepiej żeby nie było kolejnej wtopy, że czegoś zabraknie.
Wreszcie rusza pierwsza grupa zawodników. Start masowy. Prosto w … krzaki. Z tego co widzą oczy z linii startu las wygląda na bardzo mało przebieżny…
Start pierwszej grupy zawodników
Wchodzę i ja do boxu startowego. Mapy w rękę. Clear, check standardowa procedura.
|
Dostajemy mapy do ręki
|
Odliczanie i startujemy. Oczywiście prosto w krzaki. Mamy ciut lepiej bo pierwsza grupa już wydeptała w tych zaroślach coś na kształt ścieżki. Po 50 metrach pierwsza przeszkoda wodna. Co niektórzy czekają w kolejce by przejść po zaimprowizowanym mostku, ale pomny opisu terenu „liczne rowy z wodą” wiem ze i tak długo nie pozostaną susi. Ja brnę przez wodę.
|
Pierwszy ciek wodny do pokonania....
|
Nie lubię startów masowych. Nie patrzę na mapę tylko biegnę za innymi i nie zawsze dobrze na tym wychodzę. Są tacy co uwielbiają przykleić się do pleców ciut lepszych rywali, a ja wolę nawigować samodzielnie. Wybieram w efekcie wariant autorski na PK1. Pewno nie taki zły bo w pobliżu lampionu spotykam sporo innych osób. A sam las…. Mało przebieżny – czyli jak na razie mamy wariant turystyczny, a nie biegowy.
Na sam PK1 nie trafiam idealnie, jak i zresztą większość osób w zasięgu wzroku. Chwila szukania, taplania się w bagnie i mam pierwszy PK. PK węzłowy. Zaczynają się motylki. Niestety mało tych motylków. Pierwszy zestaw ścigam się z jakąś trójką konkurentów wyraźnie ze sobą współpracującą. Wariant autorski pozwala oderwać mi się od nich na PK 6.
Po PK 7 zaczyna się wreszcie ultralong – długi przebieg. Akurat kawałek daje się drogą. Niestety ostatni odcinek drogi okazuje się nieprzebieżny i muszę brnąć przez jakieś trawy, jeżyny czy inne zarośla niskopienne, wądoły i dziury pełne wody. Przy PK 9 jest trochę lepiej ale dogania mnie ekipa która wcześniej zgubiłem. W odróżnieniu od innych zawodów nie ma nigdzie „obcych” lampionów. Nie trzeba wybierać , zastanawiać się. Jak widzisz ludzi – wiadomo że są koło lampionu. Tego twojego.
Od PK 12 zaczyna się drugi motylek. Las bukowy, górka, jeden młodnik - tu dałoby się pobiegać gdyby nie ta górka;-)
Daję ciała na PK 20. Biegną nie na kompas tylko na widok granic kultur… I klops. Przez chwilę nie jestem pewien gdzie mnie zaniosło, ale się odnajduję – jednak kilka minut w plecy.
Znowu zaczyna się trudny teren. Kilka razy leżę wpadając w jakiś dół (na szczęście te z woda omijam). Przy którymś z upadków udaje mi się pęknąć ekranik w kamerce sportowej – szkoda kamerki i jej szczelności.
Po takim terenie nie rozpędzam się - to uraz po skręconej kostce. Pewno gdybym nie bał się po czymś takim biegać wynik byłby znacznie lepszy.
Teraz kolej na kilka lampionów w większych gęstwinach i wreszcie punkt widokowo/wodopojowy. Nie wiem co to za sens wodopoju kilka minut przed metą…. (znowu odwołam się do przepisów – wodopoje muszą być nie dalej niż co 25 minut biegu przewidywanego czasu zwycięzcy, co przy 90 minutach daje 3 wodopoje lub więcej, a nie dwa).
|
Pierwszy punkt wodopojowy 7 km - to stanowczo więcej niż 25 minut biegu;-)
|
Na ostatnich 4 PK znowu dwuminutowa wtopa – pobiegłem za Mateuszem bo ruszył w dobrym kierunku, ale zanim się obejrzałem zboczyłem z najkrótszej trasy na ponad minutę…
Meta. Wynik bez szału – nie wskoczyłem do top10. Jedną pozycję mogłem poprawić gdyby nie ta wtopa na PK20 (2 minuty różnicy). Niestety kolejne miejsca to już 10 minut różnicy, a to wymagało by biegania, a nie przedzierania się ostrożnie przez chaszcze. Zresztą na mecie wyraźnie było widać kto biegał – Ci co byli zakrwawieni od pasa w dół – biegali;-)
Po zawodach zamawiałem posiłek. Niestety organizator nic nie wiedział kiedy te posiłki dowiozą. Chwilkę poczekałem, ale nic się nie zmieniło, a nie było co czekać do medalacji - za moje 13-te miejsce nawet dyplomu nie dostanę. Zebrałem się więc i pojechałem do domu zahaczając o jakiś fastfood po drodze.
Wrażenia z imprezy- mieszane. Wiem ze na MP wybiera się trudny teren, ale jednak warto byłoby pobiegać, a nie przedzierać się przez chaszcze. Motylki dość iluzoryczne, nie dawały sensownego rozbicia zawodników. Regulaminy jak to regulaminy są niespójne: jawnie pozwalają na start masowy w nocnych MP, wymagają startu interwałowego dla wszystkich innych indywidualnych MP, a ultralong jest jakoś tan na doczepkę, bez pełnych definicji co i jak.
Patrząc na regulaminy, to wychodzi mi, że i tak nie zdobędę punktów rankingowych bo:
|
Jak nic - nici z punktów rankingowych dla wszystkich uczestników...
|