sobota, 21 marca 2015

Wiosenne 2x2

Latał sobie z radarem pewien gacek młody
I po drodze omijał przeróżne przeszkody,
Lecz właśnie gdy się cieszył, że je tak omija,
Wpadłszy na jedną z przeszkód rozbił sobie ryja. 

No to tak właśnie było dzisiaj na 2x2:-)
Na pierwszym etapie bezproblemowo omijałam wszelkie przeszkody - dopasowałam literki, ustaliłam w którą stronę ruszyć, przeszłam całą trasę i zebrałam, co było do zebrania. Ile w tym stowarzyszy, to się okaże po ogłoszeniu wyników, ale nawet jeśli były, to przynajmniej szukałam w przybliżonych miejscach. Tylko o zadaniu zapomniałam, ale u mnie to normalne, więc nie wliczam w błędy:-)
Podbudowana pierwszym etapem, żwawo ruszyłam na drugi. Zaczęło się dobrze.Wycinki wszystkie dopasowałam gdzie trzeba i jak po sznurku szłam z punktu na punkt. Szłam w kolejności: 1, 13, 15, 2, 3, 5, 4, 7. Zatchnęło mnie na 10, 11. Za nic nie chciały mi się zgodzić drogi i przecinki. Punkty co prawda znalazłam, ale wciąż miałam wrażenie, że coś jest nie tak. Ruszyłam na 8 i 9. Nie wiedziałam czy idę drogą, czy przecinką, a do tego kierunek tego, czym szłam nie podobał mi się. Tłumy młodzieży paradowały przede mną, za mną, obok mnie. Równie bezskutecznie jak ja szukali punktów. Wróciłam do 10 i 11 i namierzyłam się od nowa i znowu wyszła mi ta sama droga. Doszłam nią do przecinki, pokręciłam się po lesie, na wszelki wypadek we wszystkich kierunkach, a nie znalazłszy nic punktopodobnego podjęłam decyzję: wracam na metę, a resztę punktów mam gdzieś! Obrałam najbardziej prawdopodobny kierunek i ruszyłam. Po jakimś czasie zauważyłam punkt idealnie pasujący do ósemki. No, ale już przepadło - byłam obrażona na lampiony, że nie wiszą tam, gdzie ja się ich spodziewam i ani myślałam, choćby kijem, tknąć tego świństwa. Po chwili zauważyłam dwunastkę, ale też przeszłam obok, patrząc na nią z pogardą. Skoro raz uznałam się za zagubioną, to przecież nie będę zmieniać zdania z powodu głupiego lampionu. Na szóstkę w ogóle nie spojrzałam, tylko przy czternastce zagapiłam się i odruchowo ją spisałam. Ale może okaże się, że to punkt mylny, albo przynajmniej stowarzysz. Zadań nie zrobiłam podwójnie - raz z niepamięci, dwa, z założenia, że przecież już się nie bawię.
Tak sobie wracałam powolutku, wcale nie będąc pewna, czy faktycznie idę w dobrym kierunku i wypierając fakt znalezienia punktów potwierdzających ten kierunek i rozmyślałam sobie jak też będzie wyglądać akcja poszukiwawcza. Założyłam, że mnie jednak w tym lesie na zawsze nie zostawią. Miałam zadzwonić z informacją, że nie wiem gdzie jestem, wszystkie drzewa wyglądają identycznie, a lampionów to w ogóle nie ma. No bo przecież te, na które się obraziłam to się w ogóle nie liczą, tak jakby ich nie było, prawda? Miała przyjechać policja z psami tropiącymi, batalion żołnierzy żeby tyralierą przeczesać las, oczywiście dziennikarze - prasa, radio, telewizja, fotki w każdym serwisie informacyjnym. No i T. - zrozpaczony, wyrywający się do lasu na poszukiwania. I kiedy już miałam zobaczyć siebie na wierzchołku drzewa, pod którym czeka stado dzików, lwów i niedźwiedzi - doszłam do mety:-(
I tym sposobem - ani kompletu punktów, ani przygody:-(
Na pocieszenie T. zabrał mnie do Radomia, na trino. Uchodziłam się strasznie, ale warto było - Radom bardzo mi się spodobał!





1 komentarz:

  1. Na pocieszenie to dyplom dostałaś! były oklaski, uściski rąk i te sprawy;-)

    OdpowiedzUsuń