ogniska, gdzie miało być zakończenie i każdy czymś tam był zajęty. W końcu udało się wszystko dopiąć na ostatni guzik i mogliśmy ogłosić wyniki, nagrodzić zwycięzców i oficjalnie zakończyć imprezę.
Na zbieranie poszłam z Kasią, która skruszona po długim niebycie, powróciła na inockie łono. Udało nam się nie zgubić, nie zasnąć po drodze i jeszcze pozbierać wszystkie lampiony, które Tomek nam przydzielił. A ponieważ wróciłyśmy do bazy pierwsze, to jeszcze ogarnęłyśmy nasz domek i miałyśmy czas pójść nad rzekę. Wreszcie w pełnym świetle zobaczyłam tę Pilicę i bardzo, bardzo żałowałam, że sobie nią nie spłynęłam. Żeby jednak cokolwiek mieć kontaktu z wodą, wlazłam sobie do niej i trochę pomarzłam. Ot, taka namiastka przeprawy albo spływu.
A potem wrócił Tomek usiłowaliśmy zmieścić kontener rzeczy w naszym niewielkim samochodzie. Udało się! Co prawda siedzieliśmy z nogami pod brodą i na wdechu, ale zawsze to do przodu.
Podsumowanie?
DMP-y są super, ale chyba trochę lepiej mają uczestnicy:-)))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz