poniedziałek, 13 marca 2017

AR Team Cup

Dzisiaj wpisem zaszczyciła nas sama Pani Prezes (łubudubu) :-)


Na wyjazd do Łodzi na pierwszą edycję ARCup zdecydowaliśmy się z Tomkiem już miesiąc temu. Wybraliśmy trasę reklamowaną jako „BnO 25-30 km” z limitem 5 godzin (alternatywą był 24-godzinny rajd przygodowy). W tzw. międzyczasie do listy startowej dopisała się Ania M. i Przemek, a na ostatnią chwilę na udział zdecydowała się też Ania N.
Jako, że zawody blisko, a start dopiero o 11, wyjeżdżaliśmy z Warszawy o 8 rano. Czteroosobową gromadką sprawnie dotarliśmy do centrum zawodów w Lesie Łagiewnickim, po chwili dotarła Ania N., która wybrała wariant pociągowo-autobusowy. Szybka rejestracja, założenie biegowych ciuchów i czekanie… Do godziny zero została jeszcze ponad godzina. W końcu i na nas nadszedł czas. Mapa pod nogę, odliczanie i start! Mapa w skali 1:15 000, formatu A3, 31 PK do zaliczenia. Super – lubię kiedy jest dużo PK! Założenie jest takie, że trasę planujemy przetruchtać, ale nie na maksymalnym wykorzystaniu sił (w końcu kolejnego dnia czeka nas 50-tka, ale o tym w oddzielnym wpisie).
Wybieramy wariant na północ i potem prawoskrętnie. Anie wybrały taki sam wariant, a Przemek przeciwny (spotkaliśmy go po ponad godzinie, kiedy to skakał przez gałęzie jak sarenka). Na początku mamy PK zlokalizowane dość blisko siebie, niektóre pochowane w chaszczach i „zielonym” lesie. Teren trochę dla mnie znany – kilka lat temu robiłam tu etap na „Przejściu Smoka”. Im dalej w trasę tym odległości między PK się zwiększają. Cały czas truchtamy, jedynie pod górki podchodzimy (a tych kilka się trafiło). W lesie spora sieć szybkich ścieżek, które często wykorzystujemy, ale i cięcia na azymut nie odpuszczamy. Stwierdzamy wtedy, że północ na mapie się zgadza z północą na kompasie, nie to co na naszych ZPKach :)
Większa część trasy prowadzi po terenie leśnym, jednak kilka PK (dla nas prawie na końcu) umieszczono na terenie Arturówka: tam trochę zabudowań działkowo-jednorodzinno-wypoczynkowych i dwa jeziorka, które trzeba ominąć. Mijamy rodziny z dziećmi i biegaczy bez map, którzy korzystają z ładnego, choć pochmurnego, wiosennego dnia. Przemek od prawie godziny już na mecie, a Ań jeszcze nie ma. Odsapnięcie, zmiana ciuchów i organizator anonsuje, że podsumowanie będzie za 15 min, a nie 16:30 jak było zaplanowane. Ku mojemu zaskoczeniu zajęłam 3 miejsce w kategorii kobiecej :) Do bazy docierają kolejny zawodnicy, jedni mniej, drudzy bardziej zmęczeni. W końcu pojawiają się i Anie :) Zdążyły przed limitem, ale z powodu kontuzji niestety nie udało się zaliczyć wszystkich PK. Zbiórka i w piątkę ruszamy na zasłużony obiad do Łodzi. W samochodzie wesoło, Panowie analizują ile i czego muszą zjeść, żeby nadrobić spalone kalorie :)
Na metę docieramy z niezłym czasem 3:34:13. i 25,18 km na liczniku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz