piątek, 10 marca 2017

Noc po nocy

Nie dość człowiekowi chodzenia po nocy w Łętowni, to oczywiście pójdzie biegać nocą do lasu. Oczywiście na Stowarzyszony Trening na ZPK-ach. Tym razem wyjątkowo nie padało oraz pojawił się nowy uczestnik, taki który zwykle występuje Incognito. Oczywiście jak przystało na nowego, pojawił się pierwszy. Niby by wypróbować jakąś nową super latarkę. Choć z drugiej strony po co mu super latarka, skoro przy pomocy tej co ma lub wręcz pożyczonego od kogoś bździdła (wiem bo sam mu pożyczałem) wygrywa co chce, kiedy chce i jak chce. I oczywiście najczęściej wygrywa NMP. W każdym razie pobrał mapę, chwilę pogadał, zaświecił tę super latarkę… i tyle go widziano;-)
Pozostali – w miarę standardowy zestaw. Trasa – ciut dłuższa, prawie 6 km i dla utrudnienia mapa niepełna. Zasadniczo – dziwnie się biega po lesie bez śniegu i deszczu. Słupki, których szukaliśmy w śniegu zyskują nowy wymiar: chowają się w krzakach lub są w pełni niewidoczne w dołkach. Oczywiście pobiegliśmy w pełni nieoptymalnie aby mieć lepszy przelicznik zł/km. Poza Marcinem, który zniknął na początku, na trasie widzieliśmy w jednym miejscu kilkoro uczestników, ale na metę przybyliśmy samotnie. Zima się skończyła i czas zmienić formułę – jakieś bardziej skomplikowane lub dłuższe trasy. Muszę coś wymyślić na przyszły tydzień!
Kolejny dzień - a właściwie kolejna noc. XIV Kurs Animatorów i Organizatorów InO. Najpierw produkowałem się jako wykładowca - chyba marny, bo dawno już nie trenowałem występów przed szerszą publicznością. Publiczność (znaczy uczestnicy) dopisali. Szybko zabrakło książeczek OInO i krzeseł w sali. Jeśli zainteresowanie się utrzyma będziemy mieli sporo nowych twarzy na imprezach!
Jak na każdym Kursie OInO/AInO nie mogło zabraknąć trasy szkoleniowej po wykładach. I to takiej całkiem porządnej, gdzie trzeba było wykazać się umiejętnością składania wycinków z różnych rodzajów map i wyznaczaniem azymutu. Do tego wszystko w deszczu, który stanowczo nie pomagał. Dobrze, że etap miejski i raczej krótki- ponoć 1400m. Poszliśmy grupą instruktorską, bo ambitni uczestnicy woleli sami zmierzyć się z mapą. Z zasady postanowiliśmy nie wygrać i odpuściliśmy dwa punkty. I zaliczyliśmy klasyczną wpadkę – Ania wypełniająca kartę źle usłyszała numer punktu i zamiast H wpisała K. No cóż, bywa. Ważne, że człowiek choć troszkę się rozruszał. Bo w najbliższy weekend kolejna 50-tka – więc trzeba!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz