sobota, 25 marca 2017

Rozchwytywane WesolInO

Dzień bez biegania to dzień stracony. Szczególnie, że za tydzień 50-tka. Udało mi się na chwilę wymigać od mycia okien i pojechałem na rundę finałową WesolInO. Walka właściwie o marchewkę, bo medale rozdane, a ja z jednym startem wypaczonym przez wariujący kompas zdobyłem zaszczytne 44 miejsce (skąd ja znam ten numerek?).
Na WesolInO miałem zabrać weryfikat i zweryfikować jakąś odznakę. Ledwo pojawiłem się w szkole spotkałem ¼  5 Paprochów i od razu dowiedziałem się, że jestem poszukiwany. Zanim zdążyłem się zarejestrować zostałem „znaleziony” i oddałem się procesowi weryfikacji odznak OInO. Weryfikacji zakończonej oczywiście pełnym sukcesem.
Przed startem „znalazł” mnie także Andrzej Krochmal i wręczył dyplomy za ZAW-OR.
Po załatwieniu obowiązków i odniesieniu weryfikatu do auta udałem się do sekretariatu. Gdy podałem nazwisko okazało się, że jestem „bardzo znaną osobą”. Jak widać te poszukiwania były prowadzone naprawdę na szeroką skalę!
Kategoria CM, nominalnie 7,3 km i 15 PK. Dostałem mapę i pobiegłem. Pierwszy PK przy cmentarzu od ul Czecha. Ruszyłem z kopyta i wkrótce poprzednika miałem na wyciągniecie ręki. Ale tak szybkie bieganie na starcie powoduje zadyszkę i musiałem lekko zwolnić. Ale ciągle poprzednika (z którym ostatnio ścigałem się na SGGW i przegrałem, gdy zaatakowała mnie gałąź) miałem tuż obok siebie. Raz na punkcie pierwszy byłem ja, raz on. Wkrótce zaczęły się punkty „zdechłe”. Zdechłe – bo niedbale porzucone lampiony na dnie dołków. Jak nie wbiegniesz do dołka, lampionu nie widać. I trzeba go podnosić by perforator sięgnął karty zawieszonej na szyi.
Wkrótce do naszej dwójki dołączył jakiś inny – młodszy biegacz. Widać, że chwilami miał więcej pary w nogach i nas odsadzał. Przed PK 9 trasę przelotu przegrodziły płoty nieumieszczone na mapach. Kojarzę je z naszych treningów na ZPKach. Tu na chwilę wyprzedziłem konkurencję, która utknęła w ślepej uliczce. Ale wybrali oni inny wariant przebiegu przez rów z wodą i  znowu spotkaliśmy się na PK 9. Do następnej 10-tki także wybrałem wariant autorski. Ale chyba porównywalny, bo znowu spotkaliśmy się przy lampionie. Przy PK 12 były punkty stowarzyszone. Z daleka było widać lampion na górce. Pobiegłem na skróty w jego kierunku. Niestety nie ten numerek i na szczycie bardziej na wschód. Ten właściwy był zakitrany w dołku i krzakach obok znanego mi słupka ZPK. Do 13-stki na azymut i znowu kolejny zdechły lampion. Tu zauważyłem, że konkurencja słabnie kondycyjnie, a ja wreszcie się rozgrzałem i wyrównałem oddech. Mogłem przyspieszyć. Przed  samą 15-stką mało nie zadeptałem zająca, który próbował przeczekać nawał biegaczy pod jakimś krzakiem. Uciekł mi dosłownie „spod buta”. Po 15-tce 390 metrów do mety. Tu już decydowanie wydłużyłem krok i gnałem susami „niczym łania”. Spokojnie wyprzedziłem zasapaną znacznie młodszą biegową konkurencję i wpadałem na metę z czasem jakoś tak poniżej 60 minut. Znaczy akurat tak na moje możliwości. Ostatnio zauważyłem, że im dłuższy bieg tym lżej mi się biegnie. Może by się tak na mistrzostwa w longu zapisać?
O właśnie pojawiają się wyniki z dzisiejszego WesolInO – porównując wyniki do 5 rundy to byłbym ze swoim czasem w czubie, ale tam spora część zawodników miała NKL-ki za podbijanie niewłaściwych lampionów.

1 komentarz:

  1. Z ostatniej chwili - wygląda, że mam 9-te miejsce z czasem 58:10 w stosunku do zwycięzcy - Marcina - z czasem 45:30! Zwykle do Marcina miewałem czas 50%-100% dłuższy! Czyli rekordowe tylko 27%!

    OdpowiedzUsuń