wtorek, 16 czerwca 2020

Świst pocisków i tętent racic czyli LZK w Nieporęcie.

Całe szczęście, że w niedzielę upał już odpuścił i było normalnie, a nie wściekle gorąco. Odstawiłam więc na bok okulary przeciwsłoneczne (i tak się w sobotę nie sprawdziły), wodę oraz postanowienie zaniechania biegania. Tym razem postanowiłam dać z siebie wszystko, oczywiście w granicach zdrowego rozsądku.
Startowaliśmy tuż przy strzelnicy wojskowej i trochę mi się włos jeżył kiedy słyszałam  długie serie wystrzałów. Aż się bałam czy mi coś nie strzeli do głowy w tej sytuacji...


Biuro zawodów przy drodze.

Mapa była o tyle nietypowa, że na nominalnej długości trasy 5 km mieliśmy tylko 9 punktów kontrolnych. Czyli więcej biegania niż szukania. Ja raczej wolę odwrotnie, ale niech im będzie.
Ruszyłam razem z Tomkiem, bo mieliśmy pierwsze punkty niedaleko siebie, ale oczywiście szybko zostałam w tyle. Zaczęło się nawet nieźle - na jedynkę wzdłuż ogrodzenia strzelnicy, potem ścieżką, dwójka blisko jedynki, a na trójkę wygodnymi przecinkami. Jakoś tym razem nie miałam serca do azymutów, bo nie byłam pewna, czy kompas już wrócił do normy po sobocie. Między trójką a czwórką, kiedy biegłam w dół przecinką, nagle usłyszałam po prawej jakiś tumult i coś ciemnego w krzakach. Zatrzymałam się, bo byłam pewna, że to pies, a z psami wolę być ostrożna, a tymczasem na ścieżkę wytoczyło się stadko dzików. Na szczęście zignorowały mnie całkowicie i poszły w swoją stronę, a ja w swoją.
Według śladu GPS na czwórce w ogóle nie byłam, ale i Tomek, mimo że miał ten sam punkt, także nie był. Mam wrażenie, że lampion trochę rozminął się ze środkiem kółeczka. A tak dokładnie to nawet nie wcelował w kółeczko. Być może jest też niedokładność mapy, bo jak się podłoży lidar to nie wszystko się zgadza. Podobna sytuacja była na szóstce, gdzie oprócz tego, że się haniebnie zgubiłam w milionach dołków, to docelowo znowu nawet nie zahaczyłam o kółeczko, a punkt mam zaliczony.
Od czwórki to już się musiałam przeprosić z kompasem, bo inaczej niż na azymut nie miało sensu. Na szczęście w tym lesie nie było żadnych anomalii i wszystko działało jak trzeba. Jedynym problemem była marna kondycja, ale starałam się do samego końca przynajmniej podbiegać. Udało mi się wyprzedzić 14 osób, co jak na mnie jest całkiem dobrym wynikiem. Tak, to był zupełnie przyzwoity start.

Czerwone moje, niebieskie Tomka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz