Tym razem ekipa w składzie okrojonym – Renata została z kotem, który właśnie nabawił się jakiejś dziwnej kontuzji i trzeba było go wozić po doktorach.
Upalne lato mamy tego roku i burzowe. Gdy wracałem z pracy do domu, dopadła mnie niezła ulewa na północy Warszawy. W Zielonce było sucho, choć parno. Czarnie niebo gdzieś tam na północy, a w stronę Ursynowa jakby jaśniej. Pełen niepewności czy brać strój do biegania, czy raczej kąpielowy wsiadłem w auto i pojechałem na start.
Cynamonowa – miejsce wydało się znajome… tak były już tutaj jakieś zawody. I to nie tylko biegowe. Ciekawie zapowiadał się start – boks startowy za górką, wygrodzony wybieg…. prosto w zamkniętą na wielką kłódkę furtkę! Czyżby szykował się jakiś Runmagedon z przeszkodami???
Po kilku rozgrzewkowych okrążeniach niewielkiego tartanowego boiska znowu zajrzałem na start – kłódka zniknęła – a szkoda byłoby ciekawie;-) Podpatrzyłem, że profesjonaliści po wyjściu przez furtkę biegną w lewo. Cenna wiedza;-)
Startowałem w 16 minucie, czyli dość wcześnie. Łaps za mapę, wybieg za furtkę, w lewo… i jak przystało na profesjonalistę (czyli poza widokiem kibiców na starcie) mogłem się spokojnie zatrzymać i poszukać startu na mapie;-) No cóż chwilę to trwało, bo do jedynki chyba najdłuższy przebieg z całej trasy!
Reszta punktów, o dziwo (bo to niespotykane na sprintach UNTSu), blisko siebie. Ot, takie zawody na szybkie podbijanie lampionów – wiadomo krezusi z SIAC-ami mają fory w takiej sytuacji. Ja sobie spokojnie truchtałem od lampionu do lampionu starając się nie tracić zbyt dużo czasu na zastanawianie się, jak odbiegać do następnego punktu. Wszystko szło nawet znośnie, powoli się rozgrzewałem, aż do PK6. PK 7 na drugim końcu bloku, tyle że to są dwa bloki ustawione w literkę L. Nie spojrzałem na kompas i oczywiście pobiegłem na koniec złego budynku;-( Niby nie dużo, ale przy tak szybkiej trasie to strata nie do odrobienia;-( Jak pokazują międzyczasy – spadek o 10 oczek w dół:-(
Główna wtopa w przebiegu PK6-PK7 |
Dalej szło znośnie, no może poza małymi wyjątkami. Wiadomo, gdy jest duszno i upalnie szybki mózg wymaga chłodzenia, więc moje przegrzane neurony doprowadziły mnie okrężną drogą na PK 23 i dały mały reset na PK 12, gdzie jakoś nie mogłem oczywistego lampionu namierzyć.
Grunt, że cały dotarłem na metę, przed deszczem, choć z lekkim niedosytem, że mogło być znacznie lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz