Bąbelkowo-Noworoczne InOwanie to impreza szczególna. Nie dość, że organizator i uczestnicy muszą zachować szampański humor po sylwestrowej nocy, to jeszcze ten pierwszy musi przygotować imprezę (rozwiesić lampiony i te sprawy), a Ci drudzy muszą starać się bardzo, by nie wygrać. Bo ten kto wygra (oczywiście TZ), za rok zamienia się rolą uczestnika z zaszczytną rolą organizatora. My rok temu także staraliśmy się nie wygrać - jakieś zmiany, stowarzysze, tak by nie wyjść na zupełne niezdary, ale niestety było to trochę za mało i zostaliśmy organizatorami.
Myśleliśmy by zawody zrobić zupełnie pod domem, ale z powodu upadku moralnego naszego OM-u, który użycza Stowarzyszom osobowości prawnej, nie było możliwości legalnego pozyskania lasu, który ma dosyć skomplikowaną sytuację prawną, w którą zaangażowane są wysokie czynniki wojskowe. W efekcie postawiliśmy także na tereny wojskowe - byłego fortu Kawęczyn w Rembertowie i takiego malutkiego przylasku pomiędzy stadionem a drogą.
Jako że 1 stycznia bywa dniem dosyć szalonym, oprócz Noworoczno-Bąbelkowych MnO bywają także różne biegowe eventy, w których chciałem wziąć udział, organizacja XXI NBInO była skomplikowana. Trasę udało się ogarnąć wcześniej, pomimo licznych treningów BnO. Zostało wydrukowanie map (załatwione w piątek 30 grudnia) i rozwieszenia niedużej ilości lampionów. To udało się załatwić wczesnym sylwestrowym wieczorem. Czas idealny, bo ludzie nie są zainteresowani szwędaniem się po lesie i niszczeniem kartek wiszących na drzewach, a las jednak jest zurbanizowany – taki spacerniak dla pobliskich mieszkańców.
|
Piesi startujący na trasę TP
|
W niedzielę 1 stycznia rano udało się pobiegać na etapie drugim Dystansu Stołecznego i spokojnie zdążyć na 15:20 do Rembertowa, gdzie przewidziany był start. W ostatniej chwili jeszcze zgłoszenia od spóźnialskich – na szczęście w sobotę dodrukowałem w domu jeszcze kilka map.
Na miejscu już pierwsi niecierpliwi wyglądający startu (lub może bardziej tradycyjnych bąbelków?). Pogoda iście wiosenna, gdzieś tak 17-18 stopni – zupełnie jak nie w zimie. Ostatnie trzy lampiony, te przy samym starcie, powieszone i można ruszać w trasę. Ale wszyscy czekają cierpliwie na zachód słońca, by wszystko było fair-play;-)
|
Jak zobowiązuje nazwa - bąbelki były
|
|
Start dopiero po zmoriku
|
|
Kolejny zespół startuje
|
|
To jeszcze zaległe wpisowe na UrodzInO;-)
|
|
Kolejny uczestnik na trasie
|
|
Niby mapa prosta ale czasami wymaga chwilki zastanowienia
|
Po typowym startowym zamieszaniu wszyscy wyszli na trasę. Na liście startowej zostały jeszcze trzy nieodhaczone nazwiska. Czekamy i czekamy. Ci co wyszli pierwsi nie zjawiają się na mecie. Niespodziewanie pojawia się osoba z latarką, której wcześniej nie widzieliśmy. Jeden z zapowiedzianych uczestników pomylił godziny i zjawił się prawie godzinę po zamknięciu startu! No cóż, niech idzie - poczekamy ciut dłużej, choć zapowiedzieliśmy, że o 20:00 znikamy bo czekają nas kolejne, tym razem rodzinne imprezy ;-).
Co tu dużo pisać – sami wiecie jak było: bąbelki wypite, słodycze zjedzone, PK znalezione, wszyscy szczęśliwie wrócili. Niektórzy wrócili z nadkompletem punktów i kilometrów (rekordziści zrobili ponad 9 km na 4 kilometrowej trasie biorąc dwa extra punkty). Inni starali się bezpiecznie wrócić bez wszystkich PK i z dodatkowymi dziwnymi Stowarzyszami (musieli się troszkę postarać by je znaleźć). Ale byli tacy, co podeszli do sprawy poważnie i przyszli na zero. Taką postawę pochwalamy!
Na koniec powiem, że duch pomocy w narodzie nie zaginął: Tomek Gronau zadeklarował się, że wpadnie i pozbiera lampiony, co uczynił. Naprawdę go do tego nie zmuszaliśmy! Dzięki temu mogliśmy spokojnie oddalić się na kolejną rodzinną tym razem imprezę, spokojni, że nie zostawiamy w lesie oznak naszego świętowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz