I nastał szalony weekend 14 stycznia. Szalony, bo właściwie o tej samej godzinie zarówno WesolInO jak i Leśny Mózg. Zwykle organizatorzy się dogadywali i jedna impreza była rano, druga po południu. Tym razem WesolInO od 9:30 do 12:00, a Leśny Mózg od 11:00 do 13:30. Na szczęście oba starty niedaleko siebie, więc dało się to jakoś ogarnąć.
Czekamy na powrót stawiaczy lampionów |
Start WesolInO w miejscu nietypowym – znaczy do tej pory tu startu nie było. Podobnie jak spora grupka harpaganów chętnych wystartować w obu imprezach zjawiłem się na umówionym miejscu chwilę przed 9:30. Wszyscy przytupują niecierpliwie, a budowniczowie tras w lesie. Dosłownie w lesie. Budowniczowie także mniej typowi, choć utytułowani (Ania to ciągle aktualna Mistrzyni Świata!), bo ojciec przedsięwzięcia skacze z naszymi w Zakopanem.
Wreszcie z lasu wychodzi Ania i mówi, że można startować, bo stawiane są jeszcze tylko te najdalsze lampiony.
Wreszcie znalazłem startowy winder! |
Biorę mapę i pierwszy wyrywam się na trasę. Clear, check i….. nie znajduję startu. No tak, pomyliłem ścieżki, a wada wzroku nie pozwoliła dostrzec windera wesoło powiewającego przy puszce start;-)
Pik i pobiegłem. Przez góry, lasy, doły, trochę chaszczy, w poszukiwaniu mniejszych lub większych różnej maści dołków i innych odkształceń terenu. Słonko świeciło, wiosna w powietrzu, więc biegło się całkiem fajnie. No, może troszkę krzaki przeszkadzały. I całkiem mało błędów nawigacyjnych.
Dopiero przy PK 11, umieszczonym w najbardziej zielonym zakątku mapy, trochę zamarudziłem próbując obejść te mało przyjazne do biegania tereny.
I na PK 12 przebiegłem punkt nie dostrzegając lampionu o dwa metry od siebie.
Pierwszych konkurentów spotkałem dopiero koło PK 15, już pod koniec trasy. Jeszcze (kolejny) wbieg na najwyższą w okolicy wydmę, zbieg, kolejny wbieg i do mety. Ta wydma to zupełnie jak na Wesołych Biegach Górskich- co chwilę w górę i w dół.
Meta;-) |
Z nominalnych 7,3 km zrobiło mi się trochę ponad 8 i dodatkowo prawie 50 m w pionie - całkiem niezły wynik jak na mazowieckie bieganie. Powiem, że pod koniec już czułem zmęczenie w nogach, a za chwilę kolejny bieg w Radości i dystans wyjdzie zbliżony. Nie czas narzekać - trzeba wsiadać do auta i jechać w kolejne miejsce;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz