Po pewnych przygodach z nawigacją, która nie załapała, że otworzono już węzeł Zakręt, dotarłem na start do Radości. Już sporo osób latało z mapami wokół startu. Budowniczy wrócił z lasu i jakoś dziwnie od razu zmieniał spodnie. Pobrałem mapę i ruszyłem na start.
Na starcie już całkiem dużo aut i ludzi z mapami |
No to startujemy! |
W kierunku PK 1 prowadziła droga, więc nią pobiegłem. Należało gdzieś tam odbić w prawo, ale na mapie jakieś takie mokre kreseczki, a w lesie typowa roślinność rosnąca w mokrzejszych miejscach lasu (czytaj niefajna do biegania), więc biegnę ile mogę drogą. Słonko świeci i oślepia, a ja szukam dołka nie tam gdzie trzeba. Pierwsza skucha;-(
Za to PK 2 po kresce. I dalej niczym ten gacek, co latał i omijał przeszkody, wesoło biegnę sobie po lesie i widzę dołek (z lampionem). Na mapie, na przebiegu są dwa dołki i lampion w drugim, więc nawet nie sprawdzam kodu i biegnę dalej. Biegnę, biegnę i nic. Nie ma dołka, zaczyna się wzniesienie. Zawracam sprawdzam kod na lampionie - to mój dołek! Tak to jest, gdy za dobrze idzie;-(
Ostrożniej ruszam dalej. Idzie dobrze. Teren wbrew pozorom (dużo białego na mapie) jest ciężki do biegania: mchy, borówki i trochę gałęzi dobrze dają w kość - trzeba wysoko podnosić nogi, uważać, a to strasznie meczy. Na szczęście kilka przebiegów można bez zbytniego nadkładania przyspieszyć drogami. Takie mapy lubię - gdy jest wybór.
Gdzieś tak koło PK 6 zaczynam się ścigać z jakąś konkurencją. Konkurencja po tych mchach biega chyba ciut szybciej. W każdym razie nie mogę go przegonić (tego konkurenta), choć na drogach wyraźnie się do niego zbliżam (co chwila rozwiązuje mi się but, więc niestety przegonić nie daję rady). Dopiero długi przebieg z PK 10 do PK 11. Patrząc na mapę, na azymucie widzę górkę, trochę zielonego koloru. Niby drogami jest ciut dalej ale…. Ryzyk-fizyk - wybieram drogi. Inne niż konkurent (pewno chce na koniec lecieć na azymut). I rzeczywiście wyprzedzam go znacznie! Co z tego, skoro PK 11 szukam nie tam, gdzie trzeba (ale za to w doborowym towarzystwie).
PK 15 znowu górka. Dobiją mnie dzisiaj te górki!
To już końcówka. Jeszcze obiec bajorko i do mety. Rozpędzam się i „przebiegam” miejsce gdzie można by ciąć na azymut do ostatniego PK. Obiegam drogami, ale chyba dużej straty czasowej nie ma. Podbijam ostatni PK i na metę ścieżką, która zanika. Zanika w małym bagienku! No dobra, przedeptanym bagienku przez poprzedników i wcale nie takim głębokim! Ale zawsze to nieprzyjemnie gdy mlaska pod nogami i za chwilę potem mlaska w butach;-)
Już widać metę... |
Tylko jeszcze przebiec to bagienko;-) |
Uff dotarłem na metę! |
Uff, dałem radę, ale czuję kilometry w nogach. Dobrze, że choć pogoda się udała, bo w niedzielę ma lać…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz